jeszcze umocnione zamki: Åšredni i Wysoki.
Gniazdo straszne, od którego biła nieubłagana potęga i w którym skupiły się dwie
największe znane wówczas w świecie siły: siła duchowna i siła miecza. Kto oparł się
jednej, tego pokruszyła druga. Kto podniósł przeciw nim ramię, na tego krzyk powstawał we
wszystkich krajach chrześcijańskich, że przeciw Krzyżowi je podnosi.
I wnet rycerstwo zbiegało się ze wszystkich stron na pomoc. Gniazdo też roiło się
wiecznie rzemieślniczym i zbrojnym ludem i wrzało w nim ciągle jak w ulu. Przed gmachami,
w przejściach, przy bramach, w warsztatach - wszędzie panował ruch jak na jarmarku. Echo
roznosiło odgłos młotów i dłut krzesających kamienne kule, huczenie młynów i deptaków,
rżenie koni, szczęk zbroi i oręża, dźwięk trąb i piszczałek, nawoływania i rozkazy. Na
owych dziedzińcach słyszałeś wszystkie mowy świata i mogłeś napotkać żołnierzy ze
wszystkich narodów: więc niechybnych łuczników angielskich, którzy o sto kroków
przeszywali gołębia uwiązanego na maszcie, a których groty przebijały pancerze tak łatwo
jak sukno, i strasznych szwajcarskich piechurów walczących dwuręcznymi mieczami, i
mężnych, choć niepomiarkowanych w jedle i napoju Duńczyków, i skłonnych zarówno do
śmiechu, jak zwady rycerzy francuskich, i małomówną a dumną szlachtę hiszpańską, i
świetnych rycerzy włoskich, najbieglej szych fechtmistrzów przybranych w jedwabie,
aksamity, a na wojnę w niezłomne zbroje, kowane w Wenecji, Mediolanie i Florencji -i
rycerzy burgundzkich, i Fryzów, i wreszcie Niemców ze wszystkich ziem niemieckich.
Kręciły się między nimi "białe płaszcze", jako gospodarze i zwierzchnicy. "Wieża pełna
złota", a ściślej: osobna izba zbudowana na Wysokim Zamku obok mieszkania mistrza,
napełniona od dołu do góry pieniędzmi i sztabami z drogocennego metalu, pozwalała
Zakonowi na godne podejmowanie "gości", również jak na zaciągi najemnego żołdactwa, które
wysyłano stąd na wyprawy i do wszystkich zamków, do rozporządzenia wójtów, starostów i
komturów. Tak to z siłą miecza i z siłą duchowną kojarzyło się tu niezmierne bogactwo, a
zarazem żelazny ład, który lubo rozluźnion już po prowincjach przez zbytnią ufność i
upojenie się własną potęgą, trzymał się jeszcze w samym Malborgu mocą dawnego
wezwyczajenia. Monarchowie przybywali tu nie tylko walczyć z pogany lub pożyczać
pieniędzy, lecz i uczyć się sztuki rządzenia, rycerze - uczyć się sztuki wojennej. W
całym bowiem świecie nikt nie umiał tak rządzić i wojować jak Zakon. Gdy niegdyś przybył
w te strony, prócz szczupłej okolicy i kilku zamków podarowanych przez niebacznego
księcia polskiego, nie należała do niego ani piędź ziemi, teraz zaś władał obszerną,
większą od wielu królestw krainą, pełną ziem żyznych, potężnych miast i niezdobytych
zamków. Władał i czuwał, jak włada pająk rozpiętą siecią, której wszystkie nici dzierży
pod sobą. Stąd, z tego Wysokiego Zamku, od mistrza i od białych płaszczów rozbiegały się
przez pocztowych pachołków rozkazy na wszystkie strony: do lennej szlachty, do rad
miejskich, do burmistrzów, do wójtów, podwójcich i kapitanów najemnych wojsk, a co tu
zrodziła i postanowiła myśl i wola, tam wnet wykonywały setki i tysiące żelaznych dłoni.
Tu spływał pieniądz z całego kraju, tu zboże, tu wszelkiego rodzaju spyża, tu daniny od