nadchodził wielki, Boży, radosny wieczór.
Więc niezmierne szczęście rozjaśniło twarze zwycięzców, bo rozumieli wszyscy, że to był
wieczór kładący koniec nędzy i trudom nie tylko dnia tego, ale całych stuleci.
A król, chociaż zdawał sobie sprawę z ogromu klęski, jednakże patrzył jakby w zdumieniu
przed siebie i w końcu spytał:
- Zali cały Zakon tu leży?
Na to podkanclerzy Mikołaj, który znał przepowiednie świętej Brygidy, rzekł:
- Nadszedł czas, iż wyłamane są ich zęby i odcięta jest ich ręka prawa!!...
Po czym podniósł dłoń i począł żegnać nie tylko tych, którzy leżeli najbliżej, ale i całe
pole między Grunwaldem a Tannenbergiem. W jaskrawym od blasku zorzy i oczyszczonym przez
deszcz powietrzu widać było doskonale olbrzymie, dymiące, krwawe pobojowisko, zjeżone
ułamkami włóczni, rohatyn, kos, stosami trupów końskich i ludzkich. Wśród których
sterczały do góry martwe ręce, nogi, kopyta - i ciągnęło się owo żałosne pole śmierci z
dziesiątkami tysięcy ciał dalej, niż wzrok mógł sięgnąć.
Czeladź uwijała się na tym niezmiernym cmentarzu, zbierając broń i zdejmując zbroje z
poległych.
A w górze, na rumianym niebie, wichrzyły się już i zataczały koła stada wron, kruków i
orłów, kracząc i radując się rozgłośnie na widok żeru.
I nie tylko przeniewierczy Zakon krzyżacki leżał oto pokotem u stóp króla, ale cała
potęga niemiecka zalewająca dotychczas jak fala nieszczęsne krainy słowiańskie rozbiła
siÄ™ w tym dniu odkupienia o piersi polskie.
Więc tobie, wielka, święta przeszłości, i tobie, krwi ofiarna, niech będzie chwała i
cześć po wszystkie czasy!
Rozdział LII
Maćko i Zbyszko wrócili do Bogdańca. Stary rycerz żył jeszcze długo, a Zbyszko doczekał
się w zdrowiu i sile tej szczęsnej chwili, w której jedną bramą wyjeżdżał z Malborga ze
łzami w oczach mistrz krzyżacki, drugą wjeżdżał na czele wojsk polski wojewoda, aby w
imieniu króla i Królestwa objąć w posiadanie miasto i całą krainę aż po siwe fale Bałtyku.
KONIEC