oznajmieniem, iż rycerz z Lichtensteinu prosi o posłuchanie.
Usłyszawszy to, Jagiełło spojrzał na Jaśka z Tęczyna, potem na Maćka, lecz kazał im
pozostać, może w nadziei, że uda mu się przy tej sposobności załagodzić sprawę swoją
powagą królewską.
Tymczasem Krzyżak wszedł, skłonił się królowi i rzekł:
- Miłościwy panie! Oto jest spisana skarga o zniewagę, jaka mnie w królestwie waszym
spotkała.
- Skarżcie się jemu - odpowiedział król, ukazując na Jaśka z Tęczyna.
Krzyżak zaś rzekł, patrząc wprost w twarz króla:
- Nie znam waszych praw ni waszych sądów, wiem jeno, że poseł Zakonu przed samym tylko
królem skarżyć się może.
Małe oczki Jagiełły zamigotały z niecierpliwości, wyciągnął jednak rękę, wziął skargę i
oddał Tęczyńskiemu.
Ten zaś rozwinął ją i począł czytać, ale w miarę jak czytał, twarz stawała mu się coraz
więcej frasobliwa i smutna.
- Panie - rzekł wreszcie - tak nastajecie na życie tego mło-dzianka, jakby on całemu
waszemu Zakonowi był straszny. Źali wy. Krzyżacy, już się i dzieci boicie?
My, Krzyżacy, nie boim się nikogo - odparł dumnie komtur.
A stary kasztelan dodał z cicha:
- A zwłaszcza Boga.
Powała z Taczewa czynił nazajutrz przed sądem kasztelańskim wszystko, co było w jego
mocy, aby winę Zbyszka umniejszyć. Lecz próżno uczynek przypisywał dzieciństwu i
niedoświadczeniu, próżno mówił, że nawet i ktoś starszy, gdyby trzy pawie czuby ślubował
i o zesłanie ich się modlił, a potem ujrzał nagle taki czub przed sobą, mógłby także
pomyśleć, że jest w tym zrządzenie boskie. Jednej rzeczy nie mógł zacny rycerz zaprzeć,
to jest, że gdyby nie on, to kopia Zbyszkowa byłaby uderzyła o pierś Krzyżaka. Kuno zaś
kazał przynieść do sądu zbroję, w którą owego dnia był przybrany, i okazało się, że była
z cienkiej blachy, używana tylko do uroczystych odwiedzin i tak wiotka, że Zbyszko,
zważywszy jego nadzwyczajną siłę, byłby ją niechybnie grotem na wylot przebódł i posła
życia pozbawił. Za czym pytano jeszcze Zbyszka, czy myślał Krzyżaka zabić; lecz on nie
chciał się tego zapierać. "Wołałem na niego z daleka - rzekł - by kopii nadstawił, bo
jużci żywy nie dałby sobie ze łba hełmu zedrzeć - ale gdyby i on był z daleka wołał, iże
jest posłem, tedybym go był w spokoju ostawił".
Podobały się te słowa rycerzom, którzy przez życzliwość dla młodzianka tłumnie się na sąd
zgromadzili, i zaraz podniosły się liczne głosy: "Prawda! czemu nie wołał!" Lecz twarz
kasztelana pozostała posępna i surowa. Nakazawszy obecnym milczenie, sam także przez
chwilę milczał, po czym utkwił w Zbyszku badawcze źrenice i zapytał:
- Możesz-li na mękę Pańską poprzysiąc, żeś płaszcza i krzyża nie widział?
- Nijak! - odpowiedział Zbyszko - żeby ja krzyża nie widział, to myślałbym, że to nasz