diabelskich rękach. O Jezu!...
-Nie bój się. Między krześcijany jesteś, którzy radzi mszy świętej słuchają. Cóżeś zacz?
- Smolarz, panie, budnik. Jest nas siedmiu w budach z babami i dziećmi.
- Jakoż daleko stąd?
- O dziesięć stajań niespełna.
- Którędyż do miasta chadzacie?
- Mamy swoją drogę za Czarcim Wądołem.
- Za czarcim? Przeżegnaj no się jeszcze raz!
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.
- To dobrze. A wóz tą drogą przejdzie?
- Teraz grząsko wszędy, chociaż tam nie tak jak na gościńcu, bo wądołem wiater dmie i
błoto suszy. Jeno do Bud bieda, ale i do Bud znający bór pomału przeprowadzi.
- Za skojca przeprowadzisz? ba! niechby za dwa! Smolarz podjął się chętnie, wyprosiwszy
jeszcze pół bochenka chleba, bo w lesie, chociaż głodem nie przymierali, ale chleba z
dawna nie widzieli. Ułożono, że wyjadą nazajutrz rano, gdyż pod wieczór było "niedobrze".
O Borucie mówił Smolarz, że okrutnie czasem "burzy" w boru, ale prostactwu krzywdy nie
czyni i zazdrosnym będąc o księstwo łęczyckie, innych diabłów po chrustach gania. Żle
tylko spotkać się z nim w nocy, zwłaszcza gdy człek napity. W dzień i po trzeźwemu nie ma
przyczyny bać się.
- A wszelakoś się bał? - rzekł Maćko.
- Bo mnie ten rycerz niespodzianie chycili z mocą taką, że myślałem, iże nie człowiek.
Więc Jagienka poczęła się śmiać, że to oni wszyscy smolarza poczytali za coś
"paskudnego", a smolarz ich. Śmiała się z nią razem i Anula Sieciechówna, aż Maćko rzekł:
- Jeszcze ci ślepia nie obeschły po płakaniu za Hlawą, a teraz się już szczerzysz?
Więc Czech spojrzał na jej różaną twarz i widząc, że rzęsy ma jeszcze mokre, zapytał:
- Po mnieście płakali?
- Ej, nie! - odrzekła dziewczyna -jeno się bałam, i tyła.
- Przecieście szlachcianka, a szlachciance wstyd. Pani wasza nie taka bojąca. Cóż się wam
mogło złego przygodzić w dzień i między ludźmi?
- Mnie nic, ale wam.
- A powiadacie przecie, że nie po mnieście płakali?
- Bo nie po was.
- A zaÅ› czemu.
- Ze strachu.
- A teraz siÄ™ nie boicie?
- Nie.
- A zaÅ› czemu.
- Boście wrócili.
Na to Czech spojrzał na nią z wdzięcznością, uśmiechnął się i rzekł: