rękę oszczepy, miecze, oksze, smoliste, prażone w ogniu łuki i przy blasku płomienia
badał ich doskonałość. Koni niewiele było przy ogniskach, gdyż stada pasły się opodal w
lasach i na łąkach pod strażą czujnych koniuchów, ale że znaczniejsi bojarowie chcieli
mieć swoje rumaki na zawołanie, przeto było ich w obozie kilkadziesiąt, które niewolnicy
pańscy karmili z ręki u toku. Hlawę zdumiewały kudłate ciała tych rumaków, nadzwyczaj
drobnych, o potężnych karkach i w ogóle tak dziwnych, że zachodni rycerze poczytywali je
za jakieś całkiem odmienne zwierzęta leśne, więcej do jednorożców niż do prawdziwych koni
podobne.
-Na nic tu wielkie, bojowe ogiery - mówił doświadczony Maćko, wspominając swoje dawne
służby u Witolda - bo wielki zaraz w młakach ugrzęźnie, a tutejszy chmyz przejdzie
wszędy, tak prawie jako i człowiek.
- Ale w polu - odrzekł Czech - tutejsze wielkim niemieckim nie dostoją.
- Jużci nie dostoją. Za to nie ucieknie Niemiec przed Źmujdzinem ani też go nie zgoni, bo
te są tak właśnie ścigłe albo i ściglejsze niż tatarskie.
- A wszelako dziwno mi to jest, bo com widział jeńców Tatarów, których rycerz Zych do
Zgorzelic przyprowadził, to chłopy były nieduże i takiego byle koń udźwignie, a to lud
rosły.
Lud zaś istotnie był dorodny. Przy blasku ognia widać było spod skór i kożuchów szerokie
piersi i tęgie ramiona. Chłop w chłopa suchy był, ale kościsty i długi, w ogóle zaś
wzrostem ludzie ci przewyższali mieszkańców innych krain litewskich, albowiem siedzieli
na ziemiach lepszych i obfitszych, w których głody, trapiące kiedy niekiedy Litwę,
rzadziej dawały się we znaki. Natomiast dzikością przewyższali jeszcze Litwinów. W Wilnie
był dwór wielkoksiążęcy, do Wilna ściągali księża ze Wschodu i Zachodu, przychodziły
poselstwa, napływał kupiec zagraniczny, przez co mieszkaniec miasta i okolicy oswajał się
nieco z obczyzną; tu cudzoziemiec zjawiał się tylko pod postacią Krzyżaka lub Mieczowego
Kawalera, niosących w głuche leśne osady ogień, niewolę i chrzest z krwi, więc wszystko
tu było grubsze, surowsze i bardziej do dawnych czasów zbliżone, bardziej przeciw
nowościom zawzięte; starszy obyczaj, starszy tryb wojowania, a i pogaństwo uporczywsze,
dlatego że czci Krzyża nauczał nie łagodny zwiastun Dobrej Nowiny z miłością apostoła,
lecz zbrojny niemiecki mnich z duszÄ… kata.
Skirwoiłło i znaczniejsi kniazie a bojarzyny byli już chrześcijanami, albowiem poszli za
przykładem Jagiełły i Witolda. Inni, nawet najprostsi i najdziksi wojownicy, nosili w
piersiach głuche poczucie, że nadchodzi śmierć i skon dawnemu światu, dawnej ich wierze.
I gotowi byli pochylić głowy przed Krzyżem, byle tego Krzyża nie wznosiły niemieckie
nienawistne ręce. "My prosimy chrztu - wołali do wszystkich książąt i narodów - lecz
wspomnijcie, że ludzie jesteśmy, nie zwierzęta, które można darować, kupić i przedać".
Tymczasem, gdy dawna wiara gasła, jak gaśnie ognisko, do którego nikt drew nie przyrzuca,
a od nowej odwracały się serca właśnie dlatego, że wmuszała ją niemiecka przemoc, rodziła
się w ich duszach pustka, niepokój i żal po przeszłości, i głęboki smutek. Czech, który