gdzie Ragneta?
- Stąd do Starego Kowna niespełna mila - odpowiedział Zbyszko - a od Starego do Nowego
też mila. Zamek jest na wyspie. Onegdaj chcieliśmy się przeprawić, ale pobili nas u
przeprawy. Ścigali ci nas pół dnia, aż utailiśmy się w tych lasach, a wojsko tak się
rozproszyło, że niektórzy dopiero dziś nad ranem się znaleźli.
- A Ragneta?
Skirwoiłło wyciągnął swe długie jak gałąź ramię na północ i rzekł:
- Daleko! daleko...
- Właśnie dlatego, że daleko! - odparł Zbyszko. - Spokój tam wokoło, bo co było zbrojnych
ludzi z tej strony granicy, to ściągnęło ku nam. Nie spodziewają się tam teraz Niemcy
żadnej napaści, więc na ubezpieczonych uderzym.
- Słusznie prawi - rzekł Skirwoiłło. Maćko zaś spytał:
- Zali myślicie, że będzie można i zamku dobyć?
Na to Skirwoiłło potrząsnął głową na znak przeczenia, a Zbyszko odpowiedział:
- Zamek mocny, więc chybaby wypadkiem. Ale krainę spustoszym, wsie i miasta popalim,
spyżę poniszczym, a co nade wszystko jeńców nabierzemy, między którymi mogą być ludzie
znaczni, a takich chętnie Krzyżacy wykupują alboli też wymieniają...
Tu zwrócił się do Skirwoiłły:
- Samiście, kniaziu, przyznali, że słusznie prawię, a teraz rozważcie jeno: Nowe Kowno na
wyspie. Ni tam wsi nie poburzym, ni stad nie zagarniem, ni jeńców nie nabierzem. I
przecie dopiero co nas tam pobili. Ej! pójdźmy lepiej tam, gdzie się nas teraz nie
spodziewajÄ….
- Kto pobije, ten się napaści najmniej spodziewa - mruknął Skirwoiłło.
Lecz tu zabrał głos Maćko - i począł popierać zdanie Zbysz-kowe, zrozumiał bowiem, że
młodzianek ma większą nadzieję dowiedzieć się czegoś pod Ragnetą niż pod Nowym Kownem -i
że pod Ragnetą łatwiej będzie przede wszystkim schwytać jakiego znacznego jeńca, który by
mógł posłużyć na wymianę. Mniemał także, że w każdym razie lepiej jest iść dalej i
wychynąć niespodzianie w kraj mniej strzeżony niż porywać się na wyspę od przyrodzenia
obronną, a strzeżoną prócz tego przez silny zamek i zwycięską załogę.
Jako zaś człek doświadczony w wojnie, mówił jasno i przytaczał tak walne powody, że
każdego mógł przekonać. Tamci słuchali go też uważnie. Skirwoiłło poruszał kiedy niekiedy
wzniesionymi brwiami jakby na znak przytakiwania, chwilami pomrukiwał: "Słusznie prawi!"
-wreszcie wsunął swą ogromną głowę między szerokie ramiona, tak że wyglądał całkiem jak
garbaty, i zamyślił się głęboko.
Lecz po pewnym czasie wstał - i nic nie mówiąc, począł się żegnać.
- A jakoże, kniaziu, będzie? - spytał go Maćko - dokąd ruszym?
Ów zaś rzekł krótko:
- Pod Nowe Kowno.
I wyszedł z namiotu.