Wreszcie chytry Maćko, który Sanderusa nie znał - i zaledwie coś o nim poprzednio
zasłyszał, spojrzał na niego podejrzliwie i spytał:
- Coś ty za jeden? i coś robił między Krzyżaki?
- Com za jeden, wielmożny rycerzu - odpowiedział włóczęga - niech i na to odpowiedzą: ten
waleczny książę - tu wskazał Zbyszka - i ten mężny czeski hrabia, którzy mnie znają od
dawna.
Tu widocznie kumys począł na niego działać, bo się ożywił i zwróciwszy się do Zbyszka,
począł mówić donośnym głosem, w którym nie było już ani śladu poprzedniego osłabienia:
- Panie, ocaliliście mi podwójnie życie. Bez was byliby mnie wilcy zjedli albo dosięgła
kara biskupów, którzy wprowadzeni w błąd przez moich nieprzyjaciół (o, jak ten świat jest
niegodziwy!), wydali rozkaz ścigania mnie za sprzedaż relikwii, których podejrzewali
prawdziwość. Ale ty, panie, przygarnąłeś mnie;
dzięki tobie i wilcy mnie nie strawili, i pościg nie mógł mnie dosięgnąć, albowiem brano
mnie za jednego z twoich ludzi. Nigdy też nie zbrakło mi przy tobie ni jadła, ni napoju -
lepszego niż to tu kobyle mleko, którym się brzydzę, ale którego napiję się jeszcze, aby
okazać, że ubogi, pobożny pielgrzym nie cofa się przed żadnym umartwieniem.
- Gadaj, skomorochu, żywo, co wiesz, i nie błaznuj! - zawołał Maćko.
Lecz ów podniósł powtórnie bukłak do ust, opróżnił go całkowicie i jakby nie słysząc słów
Maćkowych, zwrócił się znów do Zbyszka:
- Za to też pokochałem cię, panie. Święci, jak mówi Pismo, dziewięć razy na godzinę
grzeszyli, więc i Sanderusowi czasem zdarzy się zgrzeszyć, ale Sanderus nie był i nie
będzie niewdzięcznikiem. Przeto gdy przyszło na cię nieszczęście, pamiętasz, panie, com
ci rzekł: oto pójdę od zamku do zamku i nauczając ludzi po drodze, będę szukał twojej
straty. Kogom nie pytał! gdziem nie był! - długo by mówić; dość, żem znalazł, i od tej
chwili nie tak rzep przyczepi się do opończy, jako ja przyczepiłem się do starego
Zygfryda. Uczyniłem się sługą jego i od zamku do zamku, od komturii do komturii, od
miasta do miasta chodziłem za nim bez przestanku aż do tej ostatniej bitwy.
Zbyszko tymczasem opanował wzruszenie i rzekł:
- Wdzięcznym ci jest i nie ominie cię nagroda. Ale teraz opowiadaj, o coc zapytam: zali
przysięgniesz mi na zbawienie duszy, że ona żyje?
- Przysięgam na zbawienie duszy! - odrzekł poważnie Sanderus.
- Czemu Zygfryd opuścił Szczytno?
- Nie wiem, panie, jeno się domyślam: nie był ci on nigdy starostą w Szczytnie, a opuścił
je, może bojąc się rozkazów mistrza, który jako mówiono, pisał do niego, aby brankę oddał
księżnie mazowieckiej. Może przed owym pismem uciekał, gdyż dusza zapiekła się w nim od
boleści i pomsty za Rotgiera. Powiadają teraz, że to był jego syn. l nie wiem, jako tam
było, jeno wiem, że aż mu się coś w głowie pomieszało z zaciekłości i że póki żyw, póty
córki Jurandowej - chciałem rzec: młodej pani - z rąk nie popuści.
- Dziwne mi się to wszystko zdawa - przerwał nagle Maćko -bo gdyby ów stary pies taki był