lektory on-line

Krzyżacy - Strona 27

- A słowo stało się ciałem! - zawołała księżna. - Nie powiadajcie byle czego!
Lecz Zbyszko uniósł się na strzemionach i rzekł:
- Jako żywo - wielkolud, Walgierz, nikt inny! Na to woźnica osadził ze strachu konie i
nie wypuszczając z rąk lejc, począł się żegnać, albowiem i on dojrzał już z kozła na
przeciwległym wzgórzu olbrzymią postać jeźdźca.
Księżna podniosła się - i zaraz usiadła z twarzą zmienioną przez trwogę. Danusia
pochowała głowę w fałdy sukni księżnej. Dworzanie, dwórki i rybałci, którzy jechali konno
za kolasą, usłyszawszy złowrogie imię, poczęli skupiać się koło niej. Mężowie niby śmiali
się jeszcze, ale w oczach mieli niepokój; panny pobladły, jeno Mikołaj z Długolasu, który
z niejednego pieca chleb jadał - zachował pogodne oblicze i chcąc uspokoić księżnę, rzekł:
- Nie bójcie się, miłościwa pani. Toć słońce jeszcze nie zaszło, a choćby była i noc,
święty Ptolomeusz da rady Walgierzowi.
Tymczasem nieznany jeździec, wjechawszy na podługowaty grzbiet wzgórza, zatrzymał konia i
stanął nieruchomie. W promieniach zachodzącego słońca widać go było doskonale - i
istotnie postać jego zdawała się przechodzić ogromem zwykłe ludzkie rozmiary. Przestrzeń
między nim a orszakiem księżny nie wynosiła więcej nad trzysta kroków.
- Czego on stoi? - rzekł jeden z rybałtów
- Bo i my stoim - odpowiedział Maćko.
- Spogląda ku nam, jakby sobie kogo chciał wybrać - zauważył drugi rybałt - żebym
wiedział, że człowiek, a nie złe, tobym ku niemu podjechał i lutnią go przez łeb zwalił.
Kobiety przestraszyły się już całkiem i poczęły się głośno
modlić. Zbyszko zaś, chcąc się popisać odwagą wobec księżnej i Danusi, rzekł:
- A ja i tak pojadę. Co mi ta Walgierz! Na to Danusia poczęła wołać na wpół z płaczem:
"Zbyszku! Zbyszku!", lecz on ruszył koniem i jechał coraz prędzej, ufny, że choćby i
prawdziwego Walgierza znalazł, to na wskróś go kopią przebodzie.
A Maćko, który miał wzrok bystry, rzekł:
- Wydaje się wielkoludem, bo na wzgórzu stoi. Chłopisko jakieś duże, ale człek zwyczajny
- nic innego. O wa! pojadę i ja, żeby do zwady między nim a Zbyszkiem nie dopuścić.
Zbyszko tymczasem, jadąc rysią, rozmyślał, czy od razu kopię nastawić, czy też wpierw z
bliska obaczyć, jak wygląda ów stojący na wzgórzu człowiek. Postanowił jednak wpierw
zobaczyć i zaraz przekonał się, że była to myśl lepsza, albowiem w miarę jak się zbliżał,
nieznajomy począł tracić w jego oczach swoje nadzwyczajne rozmiary. Mąż był ogromny i
siedział na olbrzymim koniu, roślejszym jeszcze od Zbyszkowego ogiera -ale miary ludzkiej
nie przechodził. Był nadto bez zbroi, w czapce aksamitnej na głowie, mającej kształt
dzwona, i w białej płóciennej osłaniającej od kurzu opończy, spod której wyglądała
zielona szata. Stojąc na wzgórzu, głowę miał wzniesioną i modlił się. Widocznie też
zatrzymał konia dlatego, by skończyć wieczorne pacierze.
"Ej, co mi za Walgierz!" - pomyślał młody chłopak. Dojechał już tak blisko, że mógłby był
dosięgnąć kopią nieznajomego; ów zaś, widząc przed sobą wspaniale uzbrojonego rycerza,
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional