Lecz i oni nie zostali już długo w Spychowie. Po dwóch tygodniach załatwił stary rycerz
sprawy z Czechem, który osiadł dzierżawą na majętności, sam zaś na czele długiego szeregu
wozów otoczonych zbrojną czeladzią ruszył z Jagienką w stronę Bogdańca. Niezupełnie radzi
patrzyli na owe wozy ksiądz Kaleb i stary Tolima, bo, prawdę rzekłszy, Maćko złupił
trochę Spy-chów - ale ponieważ Zbyszko całkiem zdał na niego rządy -nikt nie śmiał mu się
sprzeciwić. Zresztą byłby zabrał jeszcze więcej, gdyby go nie była hamowała Jagienka, z
którą sprzeczał się wprawdzie, wydziwiając na "babskie rozumy" - ale której słuchał
jednak prawie we wszystkim.
Trumny Danusinej nie wieźli jednak, gdyż skoro Spychów nie został sprzedany, Zbyszko
wolał, aby została z ojcami.
Wieźli natomiast moc pieniędzy i różnych bogactw, w znacznej części złupionych swego
czasu na Niemcach w rozlicznych bitwach, które stoczył z nimi Jurand. Toteż Maćko,
spoglądając teraz na ładowne, pokryte rogożami wozy, radował się w duszy na myśl, jak
wspomoże i urządzi Bogdaniec. Zatruwała mu jednak tę radość obawa, że Zbyszko może polec,
ale znając sprawność rycerską młodzianka, nie tracił jednak nadziei, że wróci
szczęśliwie, i z rozkoszą o tej chwili rozmyślał.
- Może to Bóg tak chciał - mówił sobie - żeby wpierw dostał Zbyszko Spychów. a potem
Moczydoły i wszystko, co po opacie zostało? Niech jeno wróci szczęśliwie, to mu kasztel
godny w Bogdańcu wystawię; a wtedy obaczym!...
Tu przypomniało mu się, że Cztan z Rogowa i Wilk z Brzozowej pewnie niezbyt mile go
przyjmą i że może trzeba się będzie z nimi potykać, ale o to nie dbał, równie jak stary
koń bojowy nie dba, gdy mu do bitwy iść przyjdzie. Zdrowie mu wróciło, czuł siłę w
kościach i wiedział, że tym zabijakom, groźnym wprawdzie, ale nie mającym nijakiego
ćwiczenia rycerskiego, łatwo da rady. Wprawdzie co innego mówił przed niedawnym czasem
Zbyszkowi - mówił to jednak tylko dlatego, by go do powrotu skłonić.
"Hej! szczuka ja, a oni kiełbie - myślał - niech mi lepiej od głowy nie zachodzą!"
Natomiast zaniepokoiło go co innego: Zbyszko Bóg wie kiedy oto wróci, a przy tym Jagienkę
uważa całkiem tylko za siostrę. Nuż dziewka patrzy na niego też jak na brata i nuż nie
zechce czekać na jego niepewny powrót?
Więc zwrócił się do niej i rzekł:
- Słuchaj, Jagna, nie mówię ja o Cztanie i Wilku, bo to grube chłopiska i nie dla ciebie.
Tyś teraz dworka!... Ale wedle tego, że to roki ci są!... Już nieboszczyk Zych powiadał,
że czujesz Bożą wolę, a to temu kilka lat... Boja tam wiem! Mówią, że jak dziewce za
ciasno we wianuszku, to ci sama gotowa szukać takiego, co by jej go z głowy zdjął... Ma
się rozumieć, że ni Cztan, ni Wilk... Ale jakoże miarkujesz?
- O co wy siÄ™ pytacie?
- Nie wydasz-li ty się za kogo bądź?
- Ja?... Ja mniszkÄ… ostanÄ™.
-Nie powiadaj byle czego! A jak Zbyszko wróci? Ale ona potrząsnęła głową: