większym rozmachem dzwon, którego żałosny jęk poczęły powtarzać inne w mieście: u
Franciszkanów, u Św. Trójcy, u Panny Marii - i hen dalej, jak miasto długie i szerokie.
Zrozumiano wreszcie, co znaczą owe jęki; dusze ludzkie napełniły się przerażeniem i takim
bólem, jakby one spiżowe serca dzwonów uderzały wprost w serca wszystkich obecnych.
Nagle na wieży ukazała się czarna chorągiew z wielką trupią głową pośrodku, pod którą
bielały dwa złożone na krzyż piszczele ludzkie. Wówczas ustała wszelka wątpliwość.
Królowa oddała ducha Bogu.
Pod zamkiem rozległ się ryk i płacz stu tysięcy ludzi - i pomieszał się z ponurymi
odgłosami dzwonów. Niektórzy rzucali się na ziemię, inni darli na sobie szaty lub
rozdrapywali twarze, inni spoglądali na mury w niemym osłupieniu, niektórzy jęczeli
głucho, niektórzy, wyciągając ręce ku kościołowi i komnacie królowej, wzywali cudu i
Bożego miłosierdzia. Lecz ozwały się także głosy gniewne, które w uniesieniu i rozpaczy
dochodziły do bluźnierstw. "Przecz nam zabrano naszą umiłowaną? Na cóż się zdały nasze
procesje, nasze modlitwy i błagania? To miłe były srebrne i złote wota, a za to nic?
Wziąć wzięto, a dać nie dano!" Inni wszelako powtarzali, zalewając się łzami i jęcząc:
"Jezu! Jezu! Jezu!" Tłumy chciały wejść do zamku, by spojrzeć jeszcze raz na ukochaną
twarz Pani. Nie puszczono ich, ale im przyobiecano, że wkrótce ciało będzie wystawione w
kościele, a wtedy każdy będzie mógł oglądać je i modlić się przy nim. Za czym pod wieczór
posępne tłumy zaczęły wracać ku miastu, opowiadając sobie o ostatnich chwilach królowej,
o przyszłym pogrzebie i o cudach, które się będą działy przy jej ciele i około jej
grobowca, a których wszyscy byli zupełnie pewni. Rozpowiadano również, że królowa zaraz
po śmierci będzie kanonizowaną - gdy zaś niektórzy wątpili, czy się to może stać, poczęto
się oburzać i grozić Awinionem...
Smutek ponury padł na miasto, na cały kraj, i nie tylko ludowi pospolitemu, ale i
wszystkim wydało się, że wraz z królową zagasła dla Królestwa pomyślna gwiazda. Nawet
między panami krakowskimi byli tacy, którzy czarno patrzyli w przyszłość. Poczęto zadawać
sobie i innym pytania, co teraz będzie? czyli Jagiełło po śmierci królowej ma prawo
panować w Królestwie, czyli też wróci na swoją Litwę i poprzestanie na wielkoksiążęcym
tronie? Niektórzy przewidywali - i jak się okazało, nie bez słuszności - że sam on zechce
ustąpić i że w takim razie odpadną od Korony obszerne ziemie, rozpoczną się znów napady
od strony Litwy i krwawe odwety zawziętych mieszkańców Królestwa. Zakon się wzmoże,
wzmoże się cesarz rzymski i król węgierski a Królestwo, do wczoraj jedno z
najpotężniejszych w świecie, przyjdzie do upadku i pohańbienia.
Kupcy, dla których stanęły otworem obszerne kraje litewskie i ruskie, czynili w
przewidywaniu strat śluby pobożne, aby Jagiełło pozostał na Królestwie, lecz w takim znów
razie przepowiadano rychłą wojnę z Zakonem. Wiadomo było, że powstrzymywała ją tylko
królowa. Ludzie przypominali sobie teraz, jak niegdyś, oburzona na chciwość i drapieżność
Krzyżaków, mówiła im w proroczym widzeniu: "Póki ja żyję, póty powstrzymuję rękę i
słuszny gniew męża mojego, lecz pamiętajcie, iż po mojej śmierci spadnie na was kara za