lektory on-line

Krzyżacy - Strona 225

- Miłuję cię tak...
Tu zaciął się, szukając słów, o które było mu trudno, bo chociaż klękał jak zagraniczny
rycerz przed dziewczyną, choć wszelkimi sposobami cześć jej okazywał i starał się unikać
gminnych wyrażeń, jednakże próżno się silił na dworność, gdyż mając duszę polną, tylko po
prostu umiał mówić.
Więc i teraz po chwili rzekł:
- Miłuję cię tak, aże mi dech zapiera!
Ona zaś podniosła na niego spod łasiczego kapturka modre oczęta i twarz wyszczypaną na
różowo przez zimne leśne powietrze:
- I ja, Zbyszku! - odrzekła jakby z pośpiechem. Po czym zaraz nakryła oczy rzęsami, bo
już wiedziała, co to jest miłość.
- Hej, krocie ty moje! hej, dziewczyno ty moja! - zawołał Zbyszko - Hej!...
I znowu umilkł ze szczęścia i ze wzruszenia, lecz dobra, a zarazem ciekawa księżna
przyszła im powtórnie z pomocą:
- Powiadajże - rzekła -jako ci się cniło bez niej, a zdarzy się li gąszczyk, to choćbyś
ją tam i w gębę pocałował, nie będę krzywa, boć to najlepiej o twoim kochaniu zaświadczy.
Więc począł opowiadać, "jako mu się cniło" bez niej i w Bogdańcu przy doglądaniu Maćka, i
między "somsiadami". O Jagience nic tylko nie wspomniał chytry wykrętnik - ale zresztą
szczerze mówił, bo w tej chwili tak kochał śliczną Danusię, że chciało mu się chwycić ją,
przesadzić na swego konia, wziąć przed się i trzymać przy piersiach.
Nie śmiał jednak tego uczynić; natomiast gdy pierwszy gąszczyk przedzielił ich od
jadących za nimi dworzan i gości, pochylił się ku niej, objął ją i pochował twarz w
łasiczy kaptur, świadcząc tym uczynkiem o swej miłości.
Ale że zimą nie ma liści na krzach leszczynowych, dojrzał go Hugo von Danveld i pan de
Lorche, dojrzeli go również dworzanie i poczęli między sobą mówić:
- Poboćkał ci ją przy księżnie! Wierę, jako wnet im pani weselisko wyprawi.
- Chwacki to jakiś pachołek, ale i ona siarczysta Jurandowa krew!
- Krzemień to i krzesiwo, choć dziewka niby trusia. Pójdą z nich iskry, nie bój się!
Przywarł ci do niej jak kleszcz do żywej skóry!
Tak oni rozmawiali, śmiejąc się, lecz starosta krzyżacki ze Szczytna zwrócił ku panu de
Lorche swą koźlą, złą i lubieżną twarz -i zapytał:
- Czy chcielibyście, panie, by jaki Merlin zmienił was czarnoksięską mocą w tamtego oto
rycerzyka?
- A wy, panie? - zapytał de Lorche.
Na to Krzyżak, w którym widocznie zawrzała zazdrość i żądza, ściągnął niecierpliwą ręką
konia i zawołał:
- Na mojÄ… duszÄ™!...
W tej chwili jednak opamiętał się i pochyliwszy głowę, odrzekł:
- Zakonnikiem jestem, który ślubował czystość. I spojrzał bystro na Lotaryńczyka, w
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional