płynącemu w pobliżu wśród gęstwy i mchów leśnych.
Po chwili wrócił z napełnionym naczyniem i podał je Danusi, która poczęła pić chciwie.
Przedtem jeszcze wszedł do izby Maćko i popatrzywszy na chorą, spochmumiał widocznie.
- W gorętwie jest? - rzekł.
- Tak! - jęknął Zbyszko.
- Rozumie, co mówisz?
- Nie.
Stary zmarszczył brwi, po czym podniósł rękę i począł dłonią
trzeć po karku i potylicy.
- Co robić?
- Nie wiem.
- Jedna jest tylko rzecz - zaczął Maćko.
Ale Danusia przerwała mu w tej chwili. Skończywszy pić, utkwiła w nim swe rozszerzone
przez gorączkę źrenice, po czym rzekła:
- I wam też nie zawiniłam. Miejcież zmiłowanie!
- Mam ci ja zmiłowanie nad tobą, dziecko, i tylko dobra chcę twojego - odpowiedział z
pewnym wzruszeniem stary rycerz. A potem do Zbyszka:
- Słuchaj! Na nic jej tu ostawać. Jak ją wiatr obwieje, a słonko ogrzeje - to może się
jej lepiej zrobi. Nie traćże ty, chłopie, głowy, jeno ją bierz do tej samej kołyski, w
której ją wieźli, albo też na kulbakę i w drogę! Rozumiesz?
To rzekłszy, wyszedł z izby, aby wydać ostatnie rozporządzenia, ale zaledwie spojrzał
przed siebie, gdy nagle stanÄ…Å‚ jak wryty.
Oto silny zastęp pieszego ludu, zbrojnego w dzidy i w berdysze, otaczał z czterech stron
jak murem chatÄ™, kopce i polankÄ™.
"Niemce!" - pomyślał Maćko.
Więc zgroza napełniła mu duszę, ale w mgnieniu oka chwycił za głownię miecza, zacisnął
zęby i stał tak podobny do dzikiego zwierza, który niespodzianie przez psy osaczon gotuje
siÄ™ do rozpaczliwej obrony.
A wtem od kopca począł iść ku niemu olbrzymi Arnold z jakimś drugim rycerzem i zbliżywszy
się, rzekł:
- Wartkie koło fortuny. Byłem waszym jeńcem, a teraz wyście moimi.
To rzekłszy, spojrzał z dumą na starego rycerza jakby na lich-szą od siebie istotę. Nie
był to człowiek całkiem zły ani zbyt okrutny, ale miał przywarę wspólną wszystkim
Krzyżakom, którzy ludzcy, a nawet układni w nieszczęściu, nie umieli nigdy pohamować ani
pogardy dla zwyciężonych, ani bezgranicznej pychy, gdy czuli za sobą większą siłę.
- Jesteście jeńcami! - powtórzył wyniośle.
A stary rycerz spojrzał ponuro naokół. W piersi jego biło nie tylko nie płochliwe, lecz
aż nazbyt zuchwałe serce. Gdyby był we zbroi na bojowym koniu, gdyby miał przy sobie
Zbyszka i gdyby obaj mieli w ręku miecze, topory albo owe straszne drzewa, którymi tak