- Łacnie mu się obronisz, mając Wilka do pomocy, który, jako słyszałem, na tamtego zęby
szczerzy. I dziwno mi to nawet, że się jeszcze nie pozwali na śmierć.
- Bo tatulo, jadąc na wojnę, powiedzieli im tak: "Jeśli się pobijecie, to żadnego na oczy
nie chcę widzieć". To i cóż mieli robić? Jak są w Zgorzelicach, to na się sapią, ale
potem piją razem w gospodzie w Krześni, póki pod ławy nie pozlatują.
- Głupie chłopy!
- Czemu?
- Bo jak Zycha nie było doma, powinien był jeden alibo drugi nastąpić na Zgorzelice i
siłą cię brać. Cóż by Zych uczynił, jeśliby wróciwszy znalazł cię z dzieciakiem na ręku!
A modre oczy Jagienki zaiskrzyły się od razu:
- To myślisz, żebym się była dała? A czy to w Zgorzelicach nie ma ludzi, a ja to nie
umiem chycić oszczepu albo kuszy? Niechby spróbowali! Pognałabym ja każdego do domu,
jeszcze bym sama Rogów albo Brzozową najechała. Wiedzieli tatuś, że mogą przezpiecznie na
wojnę iść.
I tak mówiąc, poczęła marszczyć swe śliczne brwi i potrząsać tak groźnie kuszą, że aż
Zbyszko roześmiał się i rzekł:
- No, tobie rycerzem być, nie dziewczyną. Ona zaś, uspokoiwszy się, odrzekła:
- Cztan mnie strzegł od Wilka, a Wilk od Cztana. Byłam ci ja zresztą pod ppatową opieką,
a z opatem lepiej nikomu nie zadzierać...
- O wa! - odpowiedział Zbyszko wszyscy się tu opata boją! A ja, niech mi tak święty Jerzy
pomaga, jako ci mówię prawdę, że nie bojałbym się ni opata, ni Zycha, ni zgorzelickich
osaczników, ni ciebie, jeno bym cię brał...
Na to Jagienka zatrzymała się na miejscu i podniósłszy oczy na Zbyszka, spytała jakimś
dziwnym, miękkim i przewlekłym głosem:
- Brałbyś?...
Po czym usta jej rozchyliły się i czekała odpowiedzi, zarumieniona jak zorza.
Lecz on widocznie myślał tylko o tym, co by uczynił na miejscu Cztana lub Wilka, po
chwili bowiem potrząsnął swą złotą głową i mówił! dalej :
- Co tu dziewce z chłopami wojować, kiedy jej trzeba za mąż! Nie zdarzy-li się trzeci, to
jednego z nich musisz wybrać, bo jakże?
- Ty mi tego nie powiadaj - odpowiedziała smutno dziewczyna.
- Bo co? Dawnom tu nie bywał, więc nie wiem, zali tu jest kto koło Zgorzelic, który by ci
się więcej udał?...
- Hej! - odrzekła Jagienka. - Daj spokój!
I szli dalej w milczeniu, przedzierając się przez gęstwę tym bardziej zbitą, że krze i
drzewa pokryte byty dzikim chmielem. Zbyszko szedł naprzód, rozrywając zielone zwoje,
łamiąc tu i ówdzie gałęzie. Jagienka zaś podążała za nim z kuszą na plecach jak jakowaś
boginka myśliwa.
- Będzie - rzekła - za tą gęstwiną głęboka struga, ale wiem miejsce, gdzie jest bród.