- Pierwej byłeś rycerzem niż posłem, Lichtensteinie...
- Źałi mniemasz, żem czci uchybił?
- Znasz nasze księgi rycerskie i wiesz, że dwoje zwierząt kazano naśladować rycerzowi;
lwa i baranka. Ktoregożeś z nich w tej przygodzie naśladował?
- Nie tyś moim sędzią...
- Pytałeś, czyś czci nie uchybił, tom ci i odkazał, jako myślę.
- Żleś mi odkazał, bo tego nie mogę przełknąć.
- Własną się, nie moją złością udławisz.
- Ale mi Chrystus policzy, żem o majestat Zakonu więcej dbał niż o swoją chwalbę...
- On też nas wszystkich będzie sądził.
Dalszą rozmowę przerwało wejście kasztelana i sekretarza. Wiedziano już, że wyrok będzie
niepomyślny, jednakże uczyniła się głucha cisza. Kasztelan zajął miejsce za stołem i
wziąwszy w rękę krucyfiks, rozkazał Zbyszkowi klęknąć.
Sekretarz zaczął odczytywać po łacinie wyrok. Ani Zbyszko, ani obecni rycerze nie
zrozumieli go, jednakże wszyscy domyślili się, że jest to wyrok śmierci. Zbyszko po
skończeniu czytania uderzył się kilkakrotnie pięścią w piersi, powtarzając: "Boże, bądź
miłościw mnie grzesznemu".
Po czym wstał i rzucił się w ramiona Maćka, który począł całować w milczeniu jego głowę i
oczy.
Wieczorem zaś tego dnia herold ogłaszał przy odgłosie trąb rycerzom, gościom i
mieszczaństwu na czterech rogach rynku, iż szlachetny Zbyszko z Bogdańca skazan jest z
wyroku kasztelańskiego na ucięcie głowy mieczem.
Lecz Maćko wyprosił, by egzekucja nie nastąpiła rychło, co mu przyszło łatwo, gdyż
ludziom ówczesnym, zamiłowanym w drobiazgowym rozporządzaniu mieniem, zostawiano zwykle
czas do układów z rodziną, jak również do pojednania się z Bogiem. Nie chciał też
nastawać na prędkie wykonanie wyroku i sam Lichtenstein, rozumiejąc, że skoro obrażonemu
majestatowi Zakonu stało się zadość, nie należy do reszty zrażać potężnego monarchy, do
którego był wysłan nie tylko dla wzięcia udziału w uroczystościach chrzcin, ale i dla
układów o ziemię dobrzyńską. Najważniejszym jednak względem było zdrowie królowej. Biskup
Wysz ani chciał słyszeć o egzekucji przed połogiem, słusznie mniemając, że takiej sprawy
nie można będzie przed panią ukryć, ta zaś, gdy się raz o niej dowie, wpadnie w turbację
mogącą jej ciężko zaszkodzić. W ten sposób pozostawało Zbyszkowi może i kilka miesięcy
życia do ostatecznych rozporządzeń i pożegnania się ze znajomymi.
Jakoż Maćko odwiedzał go codziennie i pocieszał, jak umiał. Rozmawiali żałośnie o
nieuniknionej śmierci Zbyszkowej, a jeszcze żałośniej o tym, że ród może wyginąć.
- Nie będzie inaczej, jeno musicie babę brać - rzekł raz Zbyszko.
- Wolej bym krewniaka jakiego choć z dalekości odszukał -odpowiedział stroskany Maćko. -
Gdzie mnie o babach myśleć, kiedy tobie mają szyję uciąć. A choćby też koniecznie
przyszło którą brać. nie uczynię tego, nim Lichtensteinowi zapowiedzi rycerskiej nie