przed sobą męża postawy ogromnej, z płowym włosem i również płowymi wąsami, z twarzą
dziobatą i jednym okiem barwy żelaza. Zdawało mu się, że oko to chce go przewiercić na
wylot, tak że zmieszanie poczęło go znów ogarniać, wreszcie nie wiedząc, co ma rzec, a
chcąc koniecznie coś powiedzieć, by przerwać kłopotliwe milczenie, zapytał:
- To wyście Jurand ze Spychowa, ociec Danusin? Lecz tamten wskazał mu tylko ławę obok
dębowego krzesła, na którym sam zasiadł, i nie odrzekłszy ni słowa, przypatrywał mu się
dalej.
Zbyszko zniecierpliwił się wreszcie.
- Bo wiecie - rzekł - nieskładnie mi tak siedzieć jako na sądzie.
Dopieroż Jurand ozwał się:
- Tyś chciał bić w Lichtensteina?
- Ano! - odrzekł Zbyszko.
W oku pana ze Spychowa błysnęło jakieś dziwne światło i groźna jego twarz rozjaśniła się
nieco. Po chwili spojrzał na Danusię i znów spytał:
- I to dla niej?
- A dla kogoż by? Musieli wam stryjko powiadać, jakom jej ślubował Niemcom ze łbów pawie
czuby pozdzierać. Ale nie będzie ich trzy, jeno co najmniej tyle, ile palców u obu rąk.
Przez to i wam do pomsty dopomogę, boć to przecie za Danusiną mać.
- Gorze im! - odrzekł Jurand.
I znów zapadło milczenie. Zbyszko jednak, pomiarkowawszy, iż okazując swoją zawziętość na
Niemców, trafia do serca Jurandowego, rzekł:
- Nie daruję ja za swoje, choć mało mi już szyi nie ucięli. Tu zwrócił się ku Danusi i
dodał:
- Ona mnie zratowała.
- Wiem - rzekł Jurand.
- A nie krzywiście o to?
- Skoroś jej ślubował, to jej służ, bo jest taki rycerski obyczaj. Zbyszko zawahał się
nieco, lecz po chwili począł mówić z widocznyn niepokojem:
- Bo to uważcie... nałęczką mi głowę nakryła... Wszystko rycerstwo słyszało i
franciszkanin, który był przy mnie z krzyżem, słyszał, jako rzekła: "Mój ci jest!" I
pewno, iż niczyj inny do śmierci nie będę, tak mi dopomóż Bóg.
To rzekłszy, przyklęknął znów i chcąc pokazać, że zna rycerski obyczaj, ucałował z wielką
czcią oba trzewiki siedzącej na poręczy od krzesła Danusi, po czym wstał i zwróciwszy się
do Juranda, zapytał:
- Widzieliście taką drugą... co?
A Jurand założył nagle na głowę swe straszne mężobójcze ręce - i zamknąwszy powieki,
odrzekł głucho:
- Widziałem, ale Niemce ci mi ją zabili.
- To słuchajcie - rzekł z zapałem Zbyszko -jedna nam krzywda i jedna pomsta. I naszych