niekarnym, nie brał zbyt za złe innym tych wad, zwłaszcza że wszyscy rycerze zakonni
nagradzali je męstwem. Widział ich przecie pod Wilnem uderzających piersią o pierś
polskich rycerzy, przy zdobywaniu zamków bronionych z nadludzką uporczywością przez
posiłkowe polskie załogi; widział ich ginących pod ciosami toporów i mieczów, w szturmach
ogólnych lub w pojedynczych walkach. Byli nieubłagani i okrutni dla Litwy, ale byli
zarazem jako lwy - i chodzili w chwale jak w słońcu. Teraz jednak wydało się panu de
Fourcy, że Hugo de Danveld mówi takie rzeczy i podaje takie sposoby, na które wzdrygnąć
się powinna dusza w każdym rycerzu - a zaś inni bracia nie tylko nie powstają na niego z
gniewem, ale przytakują każdemu jego słowu. Więc zdziwienie ogarniało go coraz większe i
wreszcie zadumał się głęboko, czy mu przystoi do takich uczynków rękę przykładać.
Gdyby bowiem chodziło tylko o porwanie dziewczyny, a następnie o wymienienie jej za
Bergowa, byłby się może na to zgodził, chociaż poruszyła go i ujęła za serce uroda
Danusi. Gdyby przyszło mu być jej stróżem, nie miałby także nic przeciwko temu, a nawet
nie był pewien, czyby z rąk jego wyszła taką, jaką w nie wpadła. Ale Krzyżakom szło
widocznie o co innego. Oni przez nią chcieli dostać wraz z Bergowem i samego Juranda -
obiecać mu, że ją wypuszczą, jeśli się za nią odda, a potem zamordować go, a z nim razem,
dla ukrycia oszustwa i zbrodni - zapewne i dziewczynę. Wszakże już grozili jej losem
dzieci Witoldowych na wypadek, gdyby Jurand śmiał się skarżyć. "Niczego nie chcą
dotrzymać - oboje oszukać i oboje zgładzić - rzekł sobie de Fourcy -a przecie krzyż noszą
i czci więcej od innych przestrzegać winni". - I burzyła się w nim dusza co chwila
mocniej na taką bezczelność, ale postanowił jeszcze sprawdzić, o ile jego podejrzenia są
słuszne - więc podjechał znów do Danvelda i zapytał:
- A jeśli Jurand się wam odda, czy wypuścicie dziewkę?
- Gdybyśmy ją wypuścili, cały świat wnet by wiedział, że to my chwyciliśmy oboje -
odrzekł Danveld.
- Ba, cóż z nią uczynicie?
Na to Danveld pochylił się ku mówiącemu i ukazał w uśmiechu swe spróchniałe zęby spod
grubych warg.
- O co pytacie? Czy o to, co uczynimy z niÄ… przedtem, czy o to, co potem?
Lecz Fourcy, wiedząc już, co chciał wiedzieć, zamilkł -przez chwilę jeszcze zdawał się
walczyć z sobą, a następnie podniósł się nieco na strzemionach i rzekł tak głośno, aby go
wszyscy czterej zakonnicy usłyszeli:
- Pobożny brat Ulryk von Jungingen, który jest wzorem i ozdobą rycerstwa, rzekł mi raz
tak: "Jeszcze między starymi w Malborgu znajdziesz godnych Krzyża rycerzy, ale ci, którzy
na pogranicznych komandoriach siedzą, zakałę jeno Zakonowi przynoszą".
- Wszyscyśmy grzeszni, ale Panu naszemu służymy - odrzekł Hugo.
- Gdzie wasza rycerska cześć? Nie przez haniebne uczynki Panu się służy - chyba że nie
Zbawicielowi służycie. Któż to wasz Pan? Wiedzcie przeto, że nie tylko do niczego ręki
nie przyłożę, ale i wam nie pozwolę...