ścian i złoceń kościelnych jak obrazy bizantyńskie. Lecz z największą ciekawością
oczekiwał Zbyszko wejścia króla i królowej i tłoczył się, ile mógł, ku stallom, za
którymi w pobliżu ołtarza widać było dwie poduszki z czerwonego aksamitu, królestwo
bowiem słuchali mszy zawsze na klęczkach. Jakoż nie czekano długo: król wszedł pierwszy
drzwiami od zakrystii i zanim doszedł przed ołtarz, można mu się było dobrze przypatrzyć.
Włosy miał czarne, zwichrzone i rzedniejące nieco nad czołem, długie, po bokach założone
za uszy, twarz smagłą, całkiem ogoloną, nos garbaty i dość spiczasty, koło ust
zmarszczki, oczki czarne, małe, świecące, którymi rzucał na wszystkie strony, jakby
chciał, zanim dojdzie przed ołtarz, porachować wszystkich ludzi w kościele. Oblicze jego
miało wyraz dobrotliwy, ale zarazem i czujny, człowieka, który wyniesion przez fortunę
nad własne spodziewanie, musi myśleć ustawicznie o tym, czy jego postępki odpowiadają
godności, i który obawia się złośliwych przygan. Ale właśnie dlatego była w jego twarzy i
ruchach jakby pewna niecierpliwość. Łatwo było odgadnąć, że gniew jego musi być nagły,
straszny i że jest to zawsze ten sam książę, który swego czasu, zniecierpliwiony
matactwami Krzyżaków, wołał do ich wysłanników: "Ty do mnie z pergaminem, a ja do ciebie
z dzidą!"
Lecz już teraz tę przyrodzoną zapalczywość hamowała wielka i szczera pobożność. Nie tylko
świeżo nawróceni kniazie litewscy, ale i pobożni z dziada pradziada wielmoże polscy
budowali się widokiem króla w kościele. Często on, odrzuciwszy poduszkę, klękał dla
większego umartwienia na gołych kamieniach; często, wzniósłszy ręce do góry, trzymał je
wzniesione dopóty, dopóki mu same nie opadły ze zmęczenia. Słuchał najmniej trzech mszy
dziennie i słuchał ich niemal z chciwością. Odkrycie kielicha i odgłos dzwonka na
Podniesienie napełniały zawsze duszę jego uniesieniem, zachwytem, rozkoszą i
przestrachem. Po skończonej mszy wychodził z kościoła jakby zbudzon ze snu, uspokojony,
łagodny, i dworzanie wcześnie zwiedzieli się, że wówczas najlepiej jest go prosić czy o
przebaczenie, czy o dary.
Jadwiga weszła przez drzwi od zakrystii. Ujrzawszy ją, rycerze bliżsi stallów, jakkolwiek
msza się jeszcze nie zaczęła, poklękali natychmiast, mimo woli oddając jej cześć jak
świętej. Zbyszko uczynił to samo, albowiem w całym tym zgromadzeniu nikt nie wątpił, że
ma naprawdę przed sobą świętą, której obrazy będą zdobiły z czasem ołtarze kościelne.
Szczególniej od kilku lat surowe, pokutnicze życie Jadwigi sprawiło, że obok czci, winnej
królowej, oddawano jej cześć niemal religijną. Z ust do ust między panami i ludem
chodziły głosy o cudach spełnianych przez królowę. Mówiono, iż dotknięcie jej dłoni
leczyło chorych: ludzie pozbawieni władzy w rękach i nogach odzyskiwali ją po włożeniu
starych szat królowej. Wiarogodni świadkowie zapewniali, iż słyszeli na własne uszy. jak
raz Chrystus przemówił do niej z ołtarza. Czcili ją na klęczkach monarchowie zagraniczni.
czcił i obawiał się ją obrazić nawet hardy Zakon krzyżacki. Papież Bonifacy IX nazywał ją
świątobliwą i wybraną córką Kościoła. Świat patrzał na jej postępki i pamiętał, że to
dziecię domu Andegaweńskiego i polskich Piastów, że ta córka potężnego Ludwika,