- Skatowana. Umysł się jej od męki pomieszał.
- Jezu miłosierny!
Nastało krótkie milczenie, tylko przybladłe nieco usta Jagien-ki poruszały się jakby w
modlitwie.
- Nie obaczyłaże się przy Zbyszku? - spytała znowu.
- Może się i obaczyła, ale nie wiem, bom wraz wyjechał, aby wam, pani, oznajmić nowinę,
nim tu stanÄ….
- Bóg ci zapłać. Powiadaj, jako było?
Czech począł opowiadać w krótkich słowach, jak odbili Danusię i wzięli olbrzyma Arnolda
razem z Zygfrydem. Oznajmił też, że Zygfryda przywiózł z sobą, albowiem młody rycerz
chciał go dać w podarunku i dla pomsty Jurandowi.
- Trzeba mi teraz do Juranda! - rzekła, gdy skończył, Jagienka. I wyszła, ale Hlawa
niedługo pozostał sam, gdyż z alkierza wybiegła ku niemu Sieciechówna, a on, czy to
dlatego, że nie całkiem był przytomny ze zmęczenia i trudów niezmiernych, czy że tęsknił
do niej i zapamiętał się na razie na jej widok, dość że chwycił ją wpół, przycisnął do
piersi i począł całować jej oczy, policzki, usta, tak jakby dawno już przedtem powiedział
jej wszystko, co przed takim uczynkiem powiedzieć dziewczynie wypada.
I może, że istotnie wypowiedział jej to już w duchu w czasie podróży, bo całował i
całował bez końca, a tulił ją do się z taką siłą, że aż w niej oddech zapierało, ona zaś
nie broniła się, z początku ze zdumienia, a potem z omdlałości tak wielkiej, że byłaby
osunęła się na ziemię, gdyby trzymały ją mniej krzepkie ręce. Na szczęście, nie trwało to
wszystko zbyt długo, gdyż na schodach dały się słyszeć kroki i po chwili wpadł do izby
ojciec Kaleb.
Odskoczyli więc od siebie, a ksiądz Kaleb począł znów zarzucać Hlawę pytaniami, na które
ów, nie mogąc tchu złapać, z trudnością odpowiadał. Ksiądz myślał, że to z trudu.
Usłyszawszy jednak potwierdzenie nowiny, że Danusia odbita i znaleziona, a kat jej
przywiezion do Spychowa, rzucił się na kolana, aby Bogu dzięki uczynić. Przez ten czas
uspokoiła się nieco krew w żyłach Hlawy i gdy ksiądz wstał, mógł mu już spokojnie
powtórzyć, jakim sposobem znaleźli i odbili Danusię.
- Nie po to ją Bóg wybawił - rzekł, wysłuchawszy wszystkiego, ksiądz - aby rozum jej i
duszę w ciemnościach i we władaniu mocy nieczystych miał pozostawić! Położy Jurand na
niej swoje święte ręce i jedną modlitwą przywróci jej rozum i zdrowie.
- Rycerz Jurand? - zapytał ze zdziwieniem Czech. - Takąż on ma moc? Świętym ci może już
za życia został?
- Przed Bogiem jest już za życia, a gdy zemrze, będą mieli ludzie w niebiesiech jednego
więcej patrona-męczennika.
- Powiedzieliście wszelako, wielebny ojcze, że położy ręce na głowie córki. Zaliby mu
prawica odrosła? bo wiem, żeście o to Pana Jezusa prosili.
- Powiedziałem: "ręce", jako się zwyczajnie mówi - odrzekł ksiądz - ale przy łasce