- Ma ich kilka zacnych, a najlepszÄ… tÄ™ zdobycznÄ… po Fryzie, bo w Mediolanie kuta. Jeszcze
przed rokiem była cośkolwiek na Zbyszka za luźna, ale ninie w sam raz.
- To już przeciw takiej żadna broń nie poradzi, prawda?
- Co ręka ludzka zrobiła, przeciw temu ręka ludzka poradzi. Na mediolańską zbroję -
mediolański miecz albo też strzały Angielczyków.
- Strzały Angielczyków? - pytała z niepokojem Jagienka.
- A tom ci nie mówił? Nie masz nad nich w świecie łuczników... chyba Mazurowie
puszczańscy, ale i ci tak godnego sprzętu nie mają. Angielska kusza przeszyje na sto
kroków najlepszą zbroję. Widziałem pod Wilnem. I żaden z nich nie chybi, a znajdzie się
poniektóry, co i jastrzębia w lot ustrzeli.
- O pogańscy synowie! Jakożeście sobie z nimi radzili?
- Nie było innej rady, jeno zaraz w nich! Dobrze psiajuchy i berdyszami obracają, ale z
bliska to już nasz sobie poradzi.
- Piastowała was przecie ręka boska, to i teraz Zbyszka ustrzeże.
- Często ja też tak mówię: "Panie Boże, skoroś nas stworzył i w Bogdańcu osadził, to
teraz pilnuj, abyśmy zaś nie sczezli!" Ha! boska to już sprawa. Po prawdzie, niemała to
rzecz na cały świat dawać baczenie i o niczym nie przepomnieć, ale po pierwsze, człek się
tam, czym może, przypomina, Kościołowi świętemu nie skąpiąc, a po wtóre, co boska głowa,
to nie ludzka.
Tak to oni nieraz z sobÄ… gwarzyli, dodajÄ…c sobie wzajem otuchy i nadziei. Tymczasem
jednak płynęły dni, tygodnie i miesiące. W jesieni zdarzyła się Maćkowi sprawa ze starym
Wilkiem z Brzozowej. Był z dawna spór graniczny między Wilkami a opatem o leśne nowocie,
które opat, trzymając zastawem Bogdaniec, wykarczował i zagarnął. W swoim czasie pozywał
on nawet obu naraz Wilków w pole, na kopie albo na długie miecze, ci wszelako nie chcieli
stawać z duchownym, w sądzie zaś nie mogli nic wskórać. Teraz stary Wilk upomniał się o
owe grunta, Maćko zaś, który na nic w świecie nie był tak chciwy jak na ziemię, idąc
zrazu za popędem swej natury, a zarazem podniecon myślą, że jęczmiona udają się doskonale
na nowinach, ani chciał słyszeć o ich ustąpieniu. Byliby też niechybnie poszli do grodu,
gdyby nie to, że wypadkiem zjechali się u proboszcza w Krześni. Tam gdy nagle stary Wilk
rzekł w końcu srogiej kłótni: "Zanim ludzie rozsądzą, na Boga się zdaję, który na waszym
rodzie za moją krzywdę się pomści" -zmiękł nagle zawzięty Maćko, pobladł, na chwilę
umilkł, a potem tak ozwał się do kłótliwego sąsiada:
- Słuchajcie, nie ja począłem sprawę, jeno opat. Bóg wie, czyja sprawa słuszna, ale
macie-li złorzeczyć Zbyszkowi, to bierzcie nowiny, a Zbyszkowi niech tak Bóg da zdrowie i
szczęście, jako je wam z serca odstępuję.
I wyciągnął ku niemu dłoń, a ów, znając go z dawnych czasów, zdumiał się niezmiernie, ani
bowiem domyślał się, jaka w tym twardym pozornie sercu tkwiła miłość dla bratanka i jaki
panował niepokój o jego losy. Przez długi też czas nie mógł i słowa przemówić, aż dopiero
gdy ucieszony takim obrotem sprawy proboszcz krześnieński przeżegnał ich znakiem krzyża -