- Da Bóg, że cię stryj Maćko do Zgorzelic odwiezie. Taki on ci przyjaciel, że we
wszystkim możesz się na niego zdać. Ale i ty o nim pamiętaj...
- Święcie ci to przyrzekam, że mu będę jako rodzone dziecko...
I po tych słowach rozpłakała się na dobre, bo w sercu uczyniło się jej ogromnie smutno.
Nazajutrz dzień Powała z Taczewa przyszedł do gospody Zbyszka i rzekł mu:
- Po Bożym Ciele król zaraz do Raciąża wyjeżdża na spotkanie z wielkim mistrzem, a tyś
jest do rycerzy królewskich zaliczon i razem z nami ruszysz.
A Zbyszko aż się spłonił z uciechy po tych słowach - nie tylko bowiem ubezpieczało go to
zaliczenie do rycerzy królewskich od zdrad i podstępów krzyżackich, ale okrywało go
chwałą niezmierną. Należał przecie do tych rycerzy i Zawisza Czarny, i bracia jego:
Farurej i Kruczek, i sam Powała, i Krzon z Kozichgłów, i Stach z Charbimowic, i Paszko
Złodziej z Biskupic, i Lis z Targowiska - i wielu innych strasznych, najsławniejszych, o
których wiedziano w kraju i za granicą. Niewielki ich zastęp wziął król Jagiełło z sobą,
bo niektórzy w domu zostali, a inni szukali przygód w zamorskich, odległych krajach, ale
to wiedział, że i z tymi mógł, nie lękając się zdrady krzyżackiej, choćby do Malborga
jechać, gdyż w razie czego mury pokruszyliby potężnymi ramiony i wy siekli mu drogę wśród
Niemców. Mogło też zapłonąć dumą młode Zbyszkowe serce na myśl, że takich będzie miało
towarzyszów.
Więc Zbyszko w pierwszej chwili zapomniał nawet o swoim żalu - i ściskając ręce Powały z
Taczewa, mówił do niego z radością:
- Wam to, nie komu, winienem, panie, wam! wam!
- Mnie w części - odrzekł Powała - w części tutejszej księż-nie, ale najbardziej panu
naszemu miłościwemu, którego idź zaraz podjąć pod nogi, by cię zaś o niewdzięczność nie
posądził.
- Jakom dla niego zginąć gotów, tak mi dopomóż Bóg! -zawołał Zbyszko.
Rozdział XXXII
Zjazd na wyspie wiślanej w Raciążu, na który król udał się koło Bożego Ciała, odbywał się
pod złą wróżbą i nie doprowadził do takiej zgody i załatwienia różnych spraw jak te,
które w tym samym miejscu odbyły się we dwa lata później i na których odzyskał król
zastawioną zdradliwie przez Opolczyka Krzyżakom ziemię dobrzyńską wraz z Dobrzyniem i
Bobrownikami. Jagiełło przybył rozdrażnion wielce obmową, jakiej dopuszczali się względem
niego Krzyżacy po dworach zachodnich i w samym Rzymie, a zarazem zgniewany nieuczciwością
Zakonu. Mistrz nie chciał układów o Dobrzyń prowadzić, czynił zaś to umyślnie - i zarówno
on sam, jak i inni dygnitarze zakonni powtarzali codziennie Polakom: "Wojny ni z wami, ni
z Litwą nie chcemy, ale Źmujdź nasza, bo sam Witold nam ją oddał. Obiecnijcie, iże nie
będziecie mu pomagali, to wojna z nim prędzej się skończy, a wówczas pora będzie gadać o
Dobrzyniu, i siła wam ustępstw poczynimy". Ale rajcy królewscy, mając bystry,
doświadczony rozum i znając kłamstwo krzyżackie, nie dawali się zdurzyć: "Gdy w potęgę
wzrośniecie, zuchwałości wam jeszcze przybędzie - odpowiadali mistrzowi. - Mówicie, że