Może to było wtedy... Pamiętam, że pan kazał, abym go przybrał pięknie jak na wesele, ale
myślałem też, że to dla przyjęcia Ciała Chrystusowego.
- A potem jakoże? ostali sami?
- I! - nie ostali sami, a choćby i ostali, pan wonczas i jeść nie mógł o swej mocy. A już
byli po panienkę ludzie, niby od Juranda, i nad raniem pojechała...
- Nie widziałże jej Zbyszko od tego czasu?
- Oko ludzkie jej nie widziało. Nastała chwila milczenia.
- Cóż myślisz - zapytał po chwili Maćko - oddadzą ją Krzyżacy czy nie oddadzą?
Czech począł trząść głową, po czym kiwnął ręką ze zniechęceniem.
- Wedle mojej głowy - rzekł z wolna - to ona już przepadła na wieki.
- Dlaczego? - zapytał prawie ze strachem Maćko.
- Bo gdyby mówili, że ją mają, to byłaby nadzieja. Można by się było skarżyć alibo okup
zapłacić, alibo siłą ją odbić. Ale oni mówią tak: Mieliśmy jakowąś odbitą dziewkę i
daliśmy Jurandowi znać, on zaś jej nie przyznał, a za nasze serce ludzi nam tylu nabił,
że i dobra potyczka więcej nie kosztuje.
- To Jurandowi pokazywali j akowÄ…Å› dziewkÄ™?
- Mówią, że pokazywali. Bóg raczy wiedzieć. Może nieprawda, a może pokazali mu inną. To
jeno prawda, że ludzi pobił i że oni gotowi przysiąc, że panny Jurandówny nigdy nie
porywali. I to jest okrutnie ciężka sprawa. Choćby mistrz dał rozkaz, to rnu też
odpowiedzą, że jej nie mają. I kto im dowiedzie? Tym bardziej że dworscy w Ciechanowie
mówili o Jurandowym liście, w którym stoi, że ona nie u Krzyżaków.
- A może nie u Krzyżaków?
- Prosim waszą miłość!... Już jeśliby ją zbóje porwali, to przecie nie dla czego innego,
jeno dla okupu. A przy tym zbóje nie potrafiliby ni listu napisać, ni pieczęci pana ze
Spychowa uczynić, ni zacnego pocztu przysłać.
- Prawda jest. Ale co Krzyżakom po niej?
- A pomsta nad Jurandową krwią? Wolą oni pomstę niż miód i wino, a że przyczyny mają, to
mają. Straszny im był pan ze Spychowa, a co w ostatku sił uczynił, to do reszty ich
rozjadło... Mój pan też, słyszałem, na Lichtensteina rękę podnosił, Rotgiera zabił...
Mnie Bóg pomógł, żem psubratu ramię skruszył. Hej!... prosim pięknie: czterech było,
zatracona ich mać, a teraz ledwie jeden żywie, i to stary. My też zęby mamy, wasza miłość.
Nastała znów chwila milczenia.
- Roztropny z ciebie giermek - rzekł wreszcie Maćko. - A ja-koże myślisz, co z nią
uczyniÄ…?
- Kniaź Witold - potężny kniaź; mówią, że i cesarz niemiecki w pas mu się kłania - a co
uczynili z jego dziećmi? Mało tu u nich zamków? mało podziemi? mało studzien? mało
powrozów i pętli na szyję?
- Dla Boga żywego! - zawołał Maćko.
- Daj Bóg, żeby młodego pana nie pochowali, choć z książęcym listem i panem de Lorche