bom myślał, że albo polegnę, albo dziewicę z plugawej paszczy ocalę i nieśmiertelną sławę
pozyskam. Ale gdym natarł z bliska kopią na poczwarę, cóżem, jak mniemasz, ujrzał? Oto
wielki wór słomy na drewnianych kołkach, z ogonem z powróseł! I śmiech ludzki, nie sławę,
zyskałem, i aż dwóch mazowieckich rycerzy musiałem potem pozwać, od których obu ciężki
szwank w szrankach poniosłem. Tak postąpiła ze mną ta, którąm nad wszystkie uwielbił i
jedną jedyną kochać chciałem...
Pomorzanin, tłumacząc słowa rycerza, wypychał językiem od środka policzki i chwilami
przygryzał go, aby nie parsknąć, a i Zbyszko w innych czasach byłby się roześmiał z
pewnością, ale że boleść i niedola wyszlamowały w nim do cna wesołość, więc odrzekł
poważnie:
- Może z pustoty to jeno uczyniła, nie ze złości.
- Toteż jej przebaczyłem odpowiedział de Lorche - a najlepszy dowód masz w tym, żem się z
rycerzem z Taczewa chciał ojej piękność i cnotę potykać.
- Nie czyń tego - rzekł jeszcze poważniej Zbyszko.
- Ja wiem, że to śmierć, ale wolej mi polec niż w ciągłym smutku i strapieniu...
- Panu Powale już takie rzeczy nie w głowie. Pójdź lepiej jutro ze mną do niego i zawrzyj
z nim przyjaźń.
- Tak i postąpię, bo mnie do serca przycisnął, ale on jutro na łowy z królem jedzie.
- To pójdziem z rana. Król miłuje łowy, atoli i wywczasem nie gardzi, a dziś do późna
biesiadował.
I tak uczynili, ale na próżno, gdyż Czech, który jeszcze przed nimi na zamek pośpieszył,
aby się widzieć z Jagienką, oznajmił im, że Powała spał nie u siebie tej nocy, jeno na
pokojach królewskich. Opłacił im się wszelako zawód, bo spotkał ich książę Janusz i kazał
im się do swego orszaku przyłączyć, przez co mogli wziąć udział w łowach. Jadąc ku
puszczy, znalazł też Zbyszko sposobność rozmówienia się z kniaziem Jamontem, który
powiedział mu dobrą nowinę.
- Rozbierając króla do łoża - rzekł - przypomniałem mu ciebie i twoją krakowską przygodę.
A że był przy tym rycerz Powała, więc zaraz przydał, że ci stryj ca Krzyżaki chyciły, i
prosił króla, aby się o niego upomniał. Król, który okrutnie jest na nich za porwanie
małego Jaśka z Kretkowa i za inne napaści zagniewan, rozsierdził się jeszcze więcej: "Nie
z dobrym słowem - powiada - by do nich, ale z dzidą! z dzidą! z dzidą!" A Powała umyślnie
drew na ów ogień dorzucał. Rano też, gdy posłowie krzyżaccy czekali przy bramie, ani ci
na nich król spojrzał, chociaż się do ziemi kłaniali. Hej, nie wydobędą oni z niego teraz
obietnicy, iże nie będzie kniazia Witolda wspomagał - i nie będą wiedzieli, co począć.
Ale ty bądź pewien, że o twego stryjca nie zaniecha król samego mistrza przycisnąć.
I tak pocieszył jego duszę kniazik Jamont, a jeszcze bardziej pocieszyła ją Jagienka,
która towarzysząc księżnie Ziemowitowej do puszczy, postarała się o to, aby z powrotem
jechać obok Zbyszka. Podczas łowów bywała wielka swoboda, wracano przeto zwykle parami, a
że nie chodziło o to żadnej parze, by być zbyt blisko drugiej, więc można się było