- To aż dziw - rzekł stary Wilk. - Jeszczem też takiego człeka nie widział, który by się
z nimi zetknął, a krzywdy i uciemiężenia nie doznał.
- Tak jak i całe nasze królestwo! - dodał Maćko. - Ni Litwa przed krztem świętym, ni
Tatarzy nie byli mu ciężsi od tych diabelskich mnichów.
- Rzetelna prawda, ale bo też wiecie: zbierało się i zbierało, póki się nie nazbierało, a
teraz czas by skończyć, ot jak!
To rzekłszy, stary splunął z lekka w obie dłonie, młody zaś dodał:
- Nie może już inaczej być.
- I pewnie będzie, ale kiedy? - nie nasza w tym głowa, jeno królewska. Może prędko, może
nieprędko... Bóg to wie, a tymczasem trzeba mi do nich jechać.
- A czy nie z wykupem za Zbyszka?
Na wzmiankę uczynioną przez ojca o Zbyszku twarz młodego
Wilka pobladła w jednej chwili z nienawiści i uczyniła się złowroga.
Lecz Maćko odpowiedział spokojnie:
- Może i z wykupem, ale nie za Zbyszka. Słowa te wzmogły jeszcze ciekawość obu dziedziców
Brzozowej, więc stary, nie mogąc już dłużej wytrzymać, rzekł:
- Wola wasza mówić albo nie mówić, po co tam jedziecie.
- Powiem! powiem! - rzekł, kiwając głową, Maćko. - Ale pierwej powiem wam co innego. Oto,
uważcie, po moim wyjeździe Bogdaniec zostanie na opiece Bożej... Drzewiej, kiedyśmy to
oba ze Zbyszkiem wojowali pod księciem Witoldem, miał oko na naszą chudobę opat, ba,
trochę i Zych ze Zgorzelic, a teraz nie będzie i tego. Strasznie markotno pomyśleć
człowiekowi, że po próżnicy zabiegał i pracował... A przecie rozumiecie, jako to bywa:
ludzi mi odmówią, granicę zaorzą, ze stad też urwie każdy, co będzie mógł, i choćby Pan
Jezus pozwolił szczęśliwie wrócić, to wrócim znów do pustki... Jeden na to sposób i jedno
poratowanie: dobry sąsiad. Przeto tum przyjechał prosić was po sąsiedzku, abyście
Bogdaniec w opiekę wzięli i krzywdy nie dali uczynić.
Usłyszawszy tę prośbę, spojrzał stary Wilk na młodego, a młody na starego i obaj zdumieli
się niepomiernie. Nastała chwila milczenia, gdyż na razie żaden nie zdobył się na
odpowiedź. Maćko zaś podniósł do ust czarę miodu, wypił ją, po czym mówił dalej tak
spokojnie i poufnie, jakby ci obaj byli mu od lat najbliższymi przyjaciółmi.
- To już powiem wam szczerze, od kogo się tu najwięcej szkód boję. Jużci nie od kogo
innego, jeno od Cztana z Rogowa. Od was, choćbyśmy i w nieprzyjaźni się rozstali, nie
bałbym się, a to z takiej przyczyny, żeście ludzie rycerscy, którzy do oczu
nieprzyjacielowi stanÄ…, wszelako niegodnej pomsty za jego oczyma nie wywrÄ…. Hej! z wami
całkiem co innego... Co rycerz, to rycerz! Ale Cztan jest prostak, a od prostaka
wszystkiego się można spodziewać, tym bardziej że jako wiecie, okrutnie on na mnie
zawzięty za to, że mu do Jagienki Zychówny przeszkadzam.
- Którą dla bratanka chowacie! - wybuchnął młody Wilk. A Maćko spojrzał na niego i przez
chwilę trzymał go pod zimnym wzrokiem, następnie zwrócił się do starego i rzekł spokojnie: