skończył.
- Wielkie są te relikwie, jeśli prawdziwe! - rzekł Zbyszko.
- Jeśli prawdziwe? Weź, panie, dzidę z rąk pachołka i nadstaw, bo diabeł jest w pobliżu,
który ci takie myśli poddaje. Trzymaj go, panie, na długość kopii. A nie chcesz-li
nieszczęścia na się sprowadzić, to kup u mnie odpust za ten grzech - inaczej w trzech
niedzielach umrze ci ktoś, kogo najwięcej na świecie miłujesz.
Zbyszko przeląkł się groźby, gdyż przyszła mu na myśl Danusia, i odrzekł:
- Toć nie ja nie wierzę, jeno przeor dominikanów w Sieradzu.
- Obejrzyjcie, panie, sami wosk na pieczęciach; a co do przeora, Bóg wie, zali on jeszcze
żyw, albowiem prędka bywa sprawiedliwość boska.
Lecz gdy przyjechali do Sieradza, pokazało się, że przeor był żyw. Zbyszko udał się nawet
do niego, aby dać na dwie msze, z których jedna miała się odprawić na intencję Maćka,
druga na intencję owych pawich pióropuszów, po które Zbyszko jechał. Przeor, jak wielu
wówczas w Polsce, był cudzoziemcem, rodem z Cylii, ale przez czterdzieści lat życia w
Sieradzu wyuczył się dobrze polskiej mowy i był wielkim nieprzyjacielem Krzyżaków. Za
czym, dowiedziawszy się o Zbyszkowym przedsięwzięciu, rzekł:
- Większa ich jeszcze spotka kara boska, ale i ciebie od tego, coś zamierzył, nie
odwodzę, naprzód z tej przyczyny, iżeś zaprzysiągł, a po wtóre, że za to, co tu w
Sieradzu uczynili, nigdy ich dosyć polska ręka nie przyciśnie.
- Coże uczynili? - zapytał Zbyszko, który rad był wiedzieć o wszystkich nieprawościach
krzyżackich.
Na to staruszek przeor rozłożył dłonie i naprzód począł odmawiać głośno "Wieczny
odpoczynek", potem zaś siadł na zydlu, przez chwilę oczy trzymał zamknięte, jakby chcąc
zebrać dawne wspomnienia, i wreszcie tak mówić począł:
- Sprowadził ich tu Wincenty z Szamotuł. Było mi wtedy dwanaście roków i właśniem przybył
tu z Cylii, skąd mnie wuj mój Petzoldt, kustosz, zabrał. Krzyżacy napadli w nocy na
miasto i zaraz je podpalili. Widzieliśmy z murów, jako w rynku mężów, dzieci i niewiasty
ścinali mieczami albo jako niemowlęta rzucali w ogień... Widziałem zabijanych i księży,
gdyż w złości swej nie przepuszczali nikomu. A zdarzyło się, iż przeor Mikołaj, z Elbląga
rodem będąc, znał komtura Hermana, który wojskiem przewodził. Wyszedł on tedy ze
starszymi braćmi do owego lutego rycerza i klęknąwszy przed nim, zaklinał go po
niemiecku, aby się chrześcijańskiej krwi ulitował. Któren mu rzekł: "Nie rozumiem" - i
dalej rzezać ludzi nakazał. Wtedy to wycięto i zakonników, a z nimi wuja mego Petzoldta,
a zasię Mikołaja koniowi do ogona przywiązali... A nad ranem nie było jednego żywego
człowieka w mieście, prócz Krzyżaków i prócz mnie, który się na belce ode dzwonu
zataiłem. Bóg ich już pokarał za to pod Płowcami, ale oni ciągle na zgubę tego
chrześcijańskiego Królestwa dybią i poty będą, póki ich całkiem nie zetrze ramię boskie.
- Pod Płowcami toż - odrzekł Zbyszko - wszyscy prawie mężowie z rodu mego wyginęli; ale
ich nie żałuję, skoro Bóg króla Łokietka tak wielkim zwycięstwem udarowa! i dwadzieścia