Boga wierzy! Na koń!...
I znów wywaliwszy drzwi, wyszedł na dziedziniec, a przerażeni klerycy-waganci za nim. Tak
ruszywszy hurmem do szopy, poczęli w mig kułbaczyć konie. Próżno Maćko pogonił za opatem,
próżno prosił, błagał, bożył się, że nie winien - nic nie pomogło! Opat klął, przeklinał
dom, ludzi, pola, a gdy podano mu konia, skoczył na niego bez strzemion i puścił się w
cwał z miejsca, z rozwianymi przez wiatr rękawami, podobny do olbrzymiego czerwonego
ptaka. Klerycy lecieli za nim w trwodze na kształt stada, które podąża za przewodnikiem.
Maćko spoglądał czas jakiś za nimi, aż gdy znikli w boru, wrócił z wolna do izby i rzekł
do Zbyszka, kiwając posępnie głową:
- Cóżeś ty najlepszego narobił!...
-Nie byłoby tego, gdybym był sobie wcześniej pojechał, a żem nie pojechał, to przez was.
- Jak to przeze mnie?
- Ba, bom nie chciał was chorych odjeżdżać.
- A teraz jako będzie?
- A teraz pojadÄ™.
- DokÄ…d?
- Na Mazury, do Danuśki... - i pawich czubów szukać między Niemców.
Maćko pomilczał chwilę, po czym rzekł:
- "List" oddał, ale zastaw jest i w księdze sądowej zapisany. Nie daruje nam tera opat ni
skojca.
- To niech nie daruje. PieniÄ…dze macie, a ja na drogÄ™ nie potrzebujÄ™. Przecie mnie
wszędzie przyjmą i koniom dadzą żreć; a byłem miał pancerz na grzbiecie a kord w garści,
to i o nic nie dbam.
Maćko zamyślił się i począł rozważać wszystko, co się stało. Nic nie poszło po jego myśli
ni wedle jego serca. Sam on życzył sobie także z całej duszy Jagienki dla Zbyszka;
zrozumiał jednak, że nie może być chleba z tej mąki i że wobec gniewu opata, wobec Zycha
i Jagienki, wreszcie wobec bójki z Cztanem i Wilkiem lepiej, żeby sobie Zbyszko pojechał,
niż żeby miał być dalszych niezgód i poswarków przyczyną.
- Ha! - rzekł wreszcie - łbów krzyżackich i tak musisz szukać, więc skoro nie ma innej
rady, to jedź. Niech się ta stanie wedle woli Pana Jezusowej... Ale mnie trzeba zaraz do
Zgorzelic; może jako Zycha i opata przejednam... Zycha mi osobliwie żal.
Tu spojrzał w oczy Zbyszkowi i spytał nagle:
- A tobie Jagienki nie żal?
- Niechże jej Bóg da zdrowie i wszystko najlepsze! - odrzekł Zbyszko.
Rozdział XVIII
Maćko czekał cierpliwie przez kilka dni, czy nie dojdzie go jaka wieść ze Zgorzelic lub
czy opat się nie udobrucha, aż wreszcie sprzykrzyła mu się niepewność i czekanie i
postanowił sam wybrać się do Zycha. Wszystko, co się stało, stało się bez jego winy,
chciał jednak wiedzieć, czy Zych nie czuje do niego urazy, bo co do opata był pewnym, że