lektory on-line

Krzyżacy - Strona 182

wreszcie tak piękny, że Jagienkę aż olśniło, zupełnie jak wówczas, gdy pierwszy raz
przyjechał w swojej białej jace do Zgorzelic. Ale tym razem zdjął ją głęboki żal na myśl,
że ta jego uroda nie dla niej i że on inną umiłował.
Maćko zaś rad był, pomyślał bowiem, że opat pewno sobie Zbyszka upodoba i przy układach
nie będzie czynił trudności. Ucieszył się nawet tą myślą tak dalece, iż postanowił jechać
razem.
- Każ mi wymościć wóz - rzekł do Zbyszka - mogłem jechać z Krakowa aże do Bogdańca z
żeleźcem między żebrami, to mogę teraz bez żeleźca do Zgorzelic.
- Byle was nie zamroczyło - rzekła Jagienka.
- Ej, nic mi nie będzie, bo już czuję w sobie moc. A choćby mnie ta trochę i zamroczyło,
będzie wiedział opat, jakom ku niemu śpieszył, i tym hojniejszym się okaże.
- Milsze mi wasze zdrowie niż jego hojność - ozwał się Zbyszko.
Lecz Maćko uparł się i postawił na swoim. Po drodze stękał trochę, nie przestawał jednak
dawać Zbyszkowi nauk, jak się ma zachować w Zgorzelicach, szczególniej zaś zalecał mu
posłuszeństwo i pokorę wobec możnego krewnego, który nigdy nie znosił najmniejszego oporu.
Przyjechawszy do Zgorzelic, znaleźli Zycha i opata na przyłapie, spoglądających przed się
na pogodny świat Boży i popijających wino. Za nimi, pod ścianą, siedziało rzędem na ławie
sześciu pocztowych, w tym dwóch rybałtów i jeden pątnik, którego łatwo było rozeznać po
zakrzywionym kiju, obońce u pasa i po małżowinach naszytych na ciemnej opończy. Inni
wyglądali na kleryków, albowiem głowy mieli z wierzchu pogolone, odzież jednakże nosili
świecką, pasy z byczej skóry, a przy boku kordy.
Na widok Maćka, który zajechał na wozie, ruszył się żywo Zych, opat zaś, widocznie bacząc
na swą duchowną godność, został na miejscu, począł tylko coś mówić do swoich kleryków,
których jeszcze kilku wysypało się przez otwarte drzwi izby. Zbyszko i Zych wprowadzili
pod ręce słabego Maćka na przyłap.
- Trocha jeszcze nie mogę - rzekł Maćko, całując opata w rękę - alem przyjechał, aby się
wam, dobrodziejowi mojemu, pokłonić, za gospodarstwo w Bogdańcu podziękować i o
błogosławieństwo poprosić, które grzesznemu człowiekowi najpotrzebniejsze.
- Słyszałem, żeście zdrowsi - rzekł opat, ściskając go za głowę - i żeście się do grobu
naszej nieboszczki królowej ofiarowali.
- Bo nie wiedząc, do którego świętego się udać, do niej się udałem.
- Dobrzeście uczynili! - zawołał zapalczywie opat - lepsza ona od innych i niechby jej
który śmiał pozazdrościć!
I w jednej chwili gniew wystąpił mu na oblicze, policzki napłynęły krwią, oczy poczęły
się iskrzyć.
Znali tę jego zapalczywość obecni, więc Zych począł się śmiać i wołać:
- Bij, kto w Boga wierzy!
Opat zaś odsapnął rozgłośnie, potoczył oczyma po obecnych, za czym roześmiał się, równie
nagle jak poprzednio wybuchnął i spojrzawszy na Zbyszka, zapytał:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional