lektory on-line

Krzyżacy - Strona 452

olbrzyma, z twarzy zaś do dziewicy. Moc i życie kipiało w nim jak war w garnku - a
spotężnione czystością i długim wypoczynkiem chodziło mu po kościach jak płomię. On nie
wiedząc, co to jest, myślał, że wciąż chorzeje, i wylegiwał się w łożu, rad, że Maćko i
Jagienka strzegą go, pilnują i dogadzają mu we wszystkim. Chwilami wydawało mu się, że mu
jest tak dobrze jak w niebie, chwilami - zwłaszcza gdy nie było przy nim Jagienki - że
źle, smutno, nieznośnie. Brało go wówczas ziewanie, ciągoty, gorączka, i zapowiadał
Maćkowi, że wróciwszy do zdrowia, pójdzie znów na koniec świata, na Niemców, na Tatarów -
albo na inną podobną dzicz - byle zbyć życia, które mu cięży okrutnie. A Maćko, zamiast
sprzeciwiać się, kiwał głową, przyświadczał - ale tymczasem posyłał po Jagienkę, za
której przyjazdem topniały zaraz w Zbyszku myśli o nowych wyprawach wojennych, tak jak
topnieją śniegi, gdy je wiosenne słońce przygrzeje.
Ona zaś przyjeżdżała skwapliwie i na wezwanie, i z własnej woli - gdyż pokochała Zbyszka
ze wszystkich sił duszy i serca. Za czasów swego pobytu na dworze biskupim i książęcym w
Płocku widywała rycerzy równie pięknych, równie sławnych z siły i męstwa, którzy nieraz
klękali przed nią, ślubując jej wierność do zgonu, ale ten był jej wybrany, tego ukochała
w zaraniu lat pierwszą miłością, a nieszczęścia, przez jakie przeszedł, wzmogły tylko jej
kochanie do tego stopnia, że był jej milszym i stokroć droższym nie tylko od wszystkich
rycerzy, ale i od wszystkich książąt ziemi. Teraz, gdy przychodząc do zdrowia, stawał się
z dnia na dzień cudniejszy, miłość jej zmieniła się niemal w zapamiętanie i przesłoniła
jej cały świat.
Nie przyznawała się jednak do niej nawet sama przed sobą, a przed Zbyszkiem taiła ją jak
najstaranniej z obawy, aby nią znowu nie wzgardził. Nawet z Maćkiem, o ile dawniej skora
była do zwierzeń, o tyle teraz stała się ostrożna i milcząca. Mogła ją tylko zdradzić
troskliwość, jaką okazywała w pielęgnowaniu Zbyszka, ale i tej troskliwości starała się
inne nadać pozory - i w tym celu tak pewnego razu ozwała się przebiegle do Zbyszka:
- Bo, że cię tam trochę doglądam, to jeno z przychylności dla Maćka, a tyś zara co
pomyślał? powiadaj!
I niby poprawiając włosy na czole, przysłoniła twarz dłonią i poczęła pilnie patrzeć na
niego przez palce, on zaś, zaskoczony niespodzianym pytaniem, zaczerwienił się jak panna
i dopiero po niejakim czasie odrzekł:
- Nicem nie pomyślał. Tyś teraz inna. Nastała znów chwila milczenia.
- Inna? - zapytała wreszcie dziewczyna jakimś cichym i miękkim głosem. - No! pewnie, że
inna. Ale żebym cię już tak całkiem miała nie cierpieć, to tego też Boże nie daj!
- Bóg ci zapłać i za to - odrzekł Zbyszko.
I odtąd bywało im z sobą dobrze, tylko jakoś niezręcznie i niesporo. Nieraz mogło się
zdawać, że oboje o czym innym mówią, a o czym innym myślą. Zapadało między nimi częste
milczenie. Zbyszko, wylegując się wciąż w łożu, wodził wedle słów Maćka za nią oczyma,
gdziekolwiek się ruszyła, albowiem, chwilami zwłaszcza, wydawała mu się tak cudna, że się
jej napatrzyć nie mógł. Bywało także, że spojrzenia ich spotykały się nagle, a wówczas
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional