gotowego na niÄ… nigdzie nie masz.
Rozdział XXXV
Obiecywali sobie Maćko i Zbyszko wyjechać zaraz z Malborga, ale tego dnia, w którym tak
bardzo pokrzepił ich dusze Zyndram z Maszkowic, nie wyjechali, gdyż był na Wysokim Zamku
obiad, a potem wieczerza na cześć posłów i gości, na którą Zbyszko był zaproszon jako
królewski rycerz, a dla Zbyszka i Maćko. Obiad odbywał się w mniejszym gronie, we
wspaniałym wielkim refektarzu, który oświecało dziesięć okien, a którego palczaste
sklepienie wspierało się, rzadko widzianym kunsztem budowniczym, tylko na jednym słupie.
Prócz królewskich rycerzy zasiadł do stołu z obcych tylko jeden graf szwabski i jeden
burgundzki, który, lubo bogatych władców poddany, przyjechał w ich imieniu pożyczyć
pieniędzy od Zakonu. Z miejscowych, obok mistrza, wzięło udział w obiedzie czterech
dostojników zwanych filarami Zakonu, to jest wielki komtur, jałmużnik, szatny i
podskarbi. Piąty filar, to jest marszałek, był w tym czasie na wyprawie przeciw Witoldowi.
Jakkolwiek Zakon ślubował ubóstwo, jedzono na złocie i srebrze, a popijano małmazją,
albowiem mistrz chciał olśnić oczy posłów polskich. Lecz pomimo mnóstwa potraw i obfitego
poczęstunku przykrzyła się nieco gościom ta uczta z powodu trudności rozmowy i powagi,
jaką wszyscy musieli zachowywać. Natomiast wieczerza w olbrzymim refektarzu zakonnym
(Convents Remter) wiele była weselsza, albowiem zgromadził się na nią cały konwent i
wszyscy ci goście, którzy nie zdążyli jeszcze pociągnąć przeciw Witoldowi z wojskiem
marszałka. Wesołości tej nie zmącił żaden spór ni żadna kłótnia. Wprawdzie rycerze
zagraniczni, przewidując, że przyjdzie im się kiedyś spotkać z Polakami, patrzali na nich
niechętnym okiem, ale Krzyżacy z góry zapowiedzieli im, że muszą się zachować spokojnie,
i prosili ich o to bardzo usilnie, bojąc się w osobach posłów obrazić króla i całe
Królestwo. Ale nawet i w tym wypadku okazała się nieżyczliwość Zakonu, przestrzegali
bowiem gości przed zapalczywością Polaków: "że gdy ma w głowie, za każde ostrzejsze słowo
wraz brodę ci wyszarpie albo cię nożem pchnie". Więc goście zadziwieni byli potem
dobrodusznością i Powały z Taczewa, i Zyndrama z Maszkowic, a bystrzejsi pomiarkowali, że
nie obyczaje polskie są grube, lecz języki krzyżackie złośliwe i jadowite.
Niektórzy, przywykli do wykwintnych zabaw na polerownych dworach zachodnich,
nieszczególne nawet wynieśli pojęcie o obyczajach samychże Krzyżaków, gdyż była na tej
uczcie wrzaskliwa nad miarę kapela, grubiańskie pieśni szpylmanów, grube żarty
trefnisiów, pląsy niedźwiedzie i pląsy bosych dziewek. A gdy dziwiono się obecności
niewiast na Wysokim Zamku, wydało się, że zakaz łamano już od dawna, i że sam wielki
Winrych Kniprode tańcował tu swego czasu z piękną Marią von Alfleben. Bracia tłumaczyli,
że na Zamku niewiasty nie mogą tylko mieszkać, ale mogą przychodzić do refektarza na
uczty i że zeszłego roku księżna Witoldowa, która mieszkała w urządzonej po królewsku
starej Puszkami na Przedzamczu, przychodziła jednak tu codziennie grywać w złote arcaby,
które jej każdego wieczora darowywano.
Grano i tego wieczora nie tylko w arcaby i w szachy, lecz i w kości; więcej tego nawet