swoim, nie odgadując, że zięcia sobie bierze, albowiem rycerzyk ten córkę jego wziął
później za żonę i na zawsze w Polsce pozostał.
Natarli atoli teraz ze wściekłością Niemcy, chcąc odbić młodego Dynheima, który z możnego
rodu grafów nadreńskich pochodził, lecz przedchorągiewni rycerze: Sumik z Nadbroża i dwaj
bracia z PÅ‚omykowa, i Dobko z Ochwia, i Zych Pikna, osadzili ich na miejscu, jak lew
osadza byka, i odepchnęli ku chorągwi świętego Jerzego, szerząc wśród nich zgubę i
zniszczenie.
Zaś z rycerskimi gośćmi starła się chorągiew królewska nadworna, której Ciołek z
Źelechowa przywodził. Tam Powała z Ta-czewa siłą nadludzką mający obalał ludzi i konie,
kruszył żelazne hełmy jak skorupy jaj, bił sam jeden w całe gromady, a obok niego szli
Leszko z Goraja, drugi Powała z Wyhucza i Mści sław ze Skrzynna, i dwóch Czechów: Sokół i
Zbysławek. Długo toczyła się tu walka, gdyż na tę jedną chorągiew uderzyły trzy
niemieckie, lecz gdy dwudziesta siódma Jaśka z Tarnowa przyszła w pomoc, siły zrównały
się mniej więcej i odrzucono Niemców prawie na pół strzelania z kuszy od miejsca, w
którym nastąpiło pierwsze spotkanie.
Lecz jeszcze dalej odrzuciła ich wielka krakowska chorągiew, której sam Zyndram
przywodził, a na czele między przedchorągiewnymi szedł najstraszniejszy ze wszystkich
Polaków Zawisza Czarny herbu Sulima. W pobok walczyli: brat jego Farurej i Florian
Jelitczyk z Korytnicy, i Skarbek z Gór, i właśnie ów sławny Lis z Targowiska, i Paszko
Złodziej, i Jan Nałęcz, i Stach z Charbimowic. Pod okropną ręką Zawiszy ginęli bitni
mężowie, jakby w tej czarnej zbroi sama śmierć szła im naprzeciw, on zaś walczył z
namarszczoną brwią i ściśniętymi nozdrzami, spokojny, uważny, jakby zwykłą odbywał
robotę; czasem równo poruszał tarczą, odbijał cios, lecz każdemu błyskowi jego miecza
odpowiadał krzyk straszny porażonego męża, a on nie oglądał się nawet i szedł, pracując,
naprzód jak czarna chmura, z której co chwila piorun wypada.
Poznańska chorągiew, mająca w znaku orła bez korony, walczyła też na śmierć i życie, a
arcybiskupia i trzy mazowieckie szły z nią w zawody. Ale i wszystkie inne przesadzały się
wzajem w zawziętości i natarczywym męstwie. W sieradzkiej młody Zbyszko z Bogdańca rzucał
się jak dzik w najgęstsze tłumy, zaś przy boku jego szedł stary, straszny Maćko, walcząc
rozważnie, jak walczy wilk, który inaczej niż na śmierć nie ukąsi.
Szukał on wszędy oczyma Kunona Lichtensteina, ale nie mogąc go w tłoku dostrzec,
upatrywał tymczasem innych, takich, którzy świetniejsze mieli na sobie stroje, i
nieszczęsny był każdy rycerz, któremu się z nim potkać przyszło. Niedaleko od obu rycerzy
bogdanieckich ciskał się nieznośnie złowrogi Cztan z Rogowa. Po pierwszym spotkaniu
rozbito mu hełm, więc walczył teraz z gołą głową, strasząc swą zakrwawioną włochatą
twarzą Niemców, którym się zdało, że nie człowieka, ale jakąś poczwarę leśną mają przed
sobÄ….
Jednakże setki, a potem tysiące rycerzy zaległy z obu stron ziemię, aż wreszcie pod
razami zaciekłych Polaków poczęła się chwiać niemiecka nawała, gdy wtem zaszło coś