powiedział, że wypada im teraz pojechać do Zgorzelic i podziękować Jagience za starunek,
więc pewnego dnia, wyprażywszy się dobrze w łaźni, postanowił jechać, nie zwłócząc. W tym
celu kazał wydobyć ze skrzyni piękne szaty, aby nimi zastąpić zwykłą odzież, którą miał
na sobie - a następnie zajął się trefieniem włosów. Była to jednak czynność niełatwa i
niemała, a to nie tylko z powodu bujności Zbyszkowej czupryny, która z tyłu spadała mu
jak grzywa aż za łopatki. Rycerze w życiu codziennym nosili włosy w pątlikach kształtu
grzyba, co miało i tę dobrą stronę, że w czasie wypraw hełm daleko mniej ich uwierał,
natomiast na rozmaite uroczystości, wesela lub jadąc w odwiedziny do domów, w których
były panny, układali je w pięknie poskręcane zwoje, które często smarowano białkiem dla
połysku i mocy. Tak to właśnie chciał utrefić się Zbyszko. Ale dwie niewiasty wezwane z
czeladnej, nieprzywykłe do takiej roboty, nie umiały sobie dać rady. Wyschłe i wzburzone
po łaźni włosy nie chciały się układać i jeżyły się jako źle poszyta strzecha na
chałupie. Nie pomogły ani zdobyczne na Fryzach grzebienie ozdobnie z bawolego rogu
wyrobione, ani nawet zgrzebło, po które jedna z niewiast poszła do stajni. Zbyszko począł
się w końcu niecierpliwić i gniewać - gdy wtem do izby wszedł Maćko w towarzystwie
Jagienki, która przez ten czas niespodzianie nadjechała.
- Pochwalony Jezus Chrystus! - rzekła dziewczyna.
- Na wieki wieków! - odpowiedział z rozpromienioną twarzą Zbyszko. - O, to dziwne! Bo
myśmy właśnie chcieli do Zgorzelic jechać, a ty ś tu!
I oczy rozbłysły mu radością, bo już tak było, iż ilekroć ją zobaczył, tylekroć czyniło
mu się w duszy tak jasno, jakby na wschód słońca patrzał.
A Jagienka, ujrzawszy zakłopotane baby z grzebieniami w ręku, zgrzebło leżące na ławie
wpodle Zbyszka i jego zwichrzoną czuprynę, poczęła się śmiać.
- Ej, wiecha też to, wiecha! - zawołała, ukazując spod koralowych ust cudne białe zęby. -
W konopiach by cię albo w sadzie wiśniowym na strach ptactwu postawić!
On zaś zasępił się i rzekł:
- Chcieliśmy do Zgorzelic jechać, ale w Zgorzelicach nijak by ci było gościowi uchybiać,
a tu możesz sobie ze mnie dworować, ile chcesz, co, wiera, zawsze rada czynisz.
- Ja rada to czynię? - zapytała dziewczyna. - Ej, mocny Boże! Toż przyjechałam prosić was
na wieczerzę, a śmieję się nie
z ciebie, jeno z tych bab, bo żeby tak na mnie, wnet bym tu sobie dała rady.
- Nie wskórałabyś i ty!
- A Jaśkowi to niby kto to robi?
- Jasiek ci brat - odparł Zbyszko.
- Jużci!...
Lecz tu stary i doświadczony Maćko postanowił im przyjść z pomocą.
- Po domach - rzekł - gdy po postrzyżynach rycerskiemu pacholęciu włosy odrosną, trefi mu
je siostra, a w źrałym wieku żona mężowi; ale obyczaj też jest, że gdy rycerz siostry
albo żony nie ma, to mu dziewki szlacheckie służą, nawet i całkiem obce.