lechickiego plemienia, a innych litość. "Słuchajcie, słuchajcie! - wołali do królów,
książąt i wszystkich narodów Źmujdzini. - Wolnym ci my byli i szlachetnej krwi ludem, a
Zakon chce nas w niewolników przemienić! Nie dusz on naszych szuka, lecz ziemi i
dostatków. Już nędza nasza taka, że nam chyba żebrać lub rozbijać! Jakoże im wodą chrztu
nas obmywać, gdy sami nie mają rąk czystych! My chcemy chrztu, ale nie krwią i mieczem. i
chcemy wiary, ale jeno takiej, jakiej zacni monarchowie, Jagiełło i Witold, nauczają.
Słuchajcie i ratujcie nas, bo giniemy! Nie chce nas Zakon chrzcić, by nas uciemiężał
łatwiej; nie księży, lecz zasie katów nam posyła. Już ule nasze, już stada, już wszystkie
płody ziemi nam zabrali; już nam ni ryby łowić, ni zwierza bić w puszczach nie wolno!
Błagamy! słuchajcie, bo oto zgięli nam wolne drzewiej karki do robót nocnych przy
zamkach, dzieci nam jako zakładników uwieźli, a żony i córki w oczach mężów i ojców
bezczeszczą. Nam słuszniej należałoby jęczeć niż mówić! Rodziny nasze ogniem popalili,
panów do Prus uwieźli, wielkich ludzi:
Korkucia, Wassygina, Swolka i Sągajłę, potracili - i jako wilcy krew naszą żłopią. O,
słuchajcie! Przecież my ludzie, nie zwierzęta, przeto wołamy do Ojca Świętego, by nas
przez polskich biskupów chrzcić kazał, gdyż całą duszą chrztu pragniemy, ale chrztu wodą
łaski, nie żywą krwią zniszczenia".
Tak i tym podobnie skarżyli się Źmujdzini. więc gdy ich skargi i na mazowieckim dworze
usłyszano, zaraz kilku rycerzy i dworzan postanowiło iść im w pomoc, rozumiejąc, że
księcia Janusza nawet i pytać o pozwolenie nie trzeba, choćby z tego powodu, że księżna
jest rodzoną siostrą Witolda. Zawrzały też powszechnym gniewem serca, gdy dowiedziano się
od Bronisza i bojarzynków, że wielu szlachetnych młodzianków żmujdzkich będących
zakładnikami w Prusiech, nie mogąc znieść pohańbienia i okrucieństw, jakich dopuszczali
się nad nimi Krzyżacy, poodbierało sobie życie.
Hlawa cieszył się zaś z tej ochoty mazowieckiego rycerstwa, myślał bowiem, że im więcej
ludzi z Polski pociągnie do księcia Witolda, tym wojna rozgorzeje większa i tym pewniej
można będzie czegoś przeciw Krzyżakom dokazać. Cieszyło go także i to, że zobaczy
Zbyszka, do którego się przywiązał, i starego rycerza Maćka, o którym mniemał, że godzien
widzenia przy robocie, a razem z nim nowe dzikie kraje, nieznane miasta, nie widziane
dotychczas rycerstwo i wojska, wreszcie samego księcia Witolda, którego sława szeroko
wówczas rozbrzmiewała po świecie.
I w tej myśli postanowił jechać "wielkimi i pilnymi drogami", nie zatrzymując się nigdzie
dłużej, niż było dla wypoczynku koniom potrzeba. Owi bojarzynkowie, którzy z Broniszem z
Ciasnoci przybyli, i inni Litwini znajdujący się na dworcu księżny, świadomi dróg i
przejść wszelkich, mieli prowadzić jego i ochotniczych rycerzy mazowieckich od osady do
osady, od grodu do grodu i przez głuche, niezmierne puszcze, którymi większa część
Mazowsza i Litwy, i Źmujdzi była pokryta.
Rozdział XVI
W lasach o milę na wschód za Kownem, które sam Witold zniszczył, stały główne siły