jego ręki, aby ucałować ją na pożegnanie, ale Maćko, któren w rzeczy miłował go jak
źrenicę oka, jakkolwiek nie chciał okazywać przy Niemcach wzruszenia, nie mógł się jednak
powstrzymać i objąwszy go mocno, przycisnął usta do jego bujnych złotawych włosów.
- Boże cię prowadź! - rzekł. - A o starym przecie pamiętaj, bo niewola zawsze to ciężka
rzecz.
- Nie zapomnę - odpowiedział Zbyszko.
- Daj ci Matko Najświętsza pociechę!
- Bóg wam zapłać i za to... i za wszystko.
Po chwili Zbyszko siedział już na koniu, ale Maćko przypomniał sobie jeszcze coś, gdyż
skoczył ku niemu i położywszy mu dłoń na kolanie, rzekł:
- Słuchaj! A jeśli Hlawę dogonisz, to co do Zygfryda, bacz, byś hańby i na się, i na mój
siwy włos nie ściągnął. Jurand - dobrze, ale nie ty! Na miecz mi to przysięgnij i na
cześć!
- Póki nie wrócicie, to i Juranda pohamuję, aby się na was za Zygfryda nie pomścili -
odpowiedział Zbyszko.
- Tak-że ci o mnie chodzi?
A młodzianek uśmiechnął się smutno:
- Przecie wiecie.
- W drogę! Jedź w zdrowiu!
Konie ruszyły i wkrótce przesłoniła je jasna leszczynowa gęstwina. Maćkowi stało się
nagle okrutnie markotno i samotnie, a dusza rwała mu się ze wszystkich sił za tym
umiłowanym chłopakiem, w którym była cała nadzieja rodu. Ale wraz otrząsnął się z żalu,
gdyż był człowiekiem twardym i moc nad sobą mającym.
"Dziękować Bogu - rzekł sobie - że nie on w niewoli jest Jeno ja..."
I zwrócił się ku Niemcom:
- A wy, panie, kiedy ruszycie i dokÄ…d?
- Kiedy nam się spodoba - odpowiedział Wolfgang - a ruszymy do Malborga, gdzie przed
mistrzem naprzód musicie, panie, stanąć.
"Hej, jeszcze mi tam szyję gotowi za pomaganie Źmujdzinom uciąć!" - rzekł sobie Maćko.
Jednakże uspokajała go myśl, że jest w odwodzie pan de Lorche i że sami von Badenowie
będą bronili jego głowy choćby dlatego, aby ich okup nie minął.
"Bo jużci - mówił sobie - że w takowym zdarzeniu Zbyszko nie potrzebowałby ni sam stawać,
ni chudoby pomniejszać". I myśl ta przyniosła mu pewną ulgę.
Rozdział XXV
Zbyszko nie mógł zgonić swego giermka, albowiem ów jechał dniem i nocą tyle tylko
wypoczywając, ile było koniecznie trzeba, aby konie nie popadały, które jako żywione samą
trawą mdłe były i nie mogły czynić tak wielkich pochodów jak w krajach, w których łatwiej
było o owies. Sam siebie Hlawa nie szczędził, a na późny wiek i osłabienie Zygfryda nie
zważał. Cierpiał też stary Krzyżak okrutnie, tym bardziej że żylasty Maćko nadwerężył mu