dobrze i który im się z bliska przypatrywał. Ale po rozmowie z kanclerzem i z miecznikiem
krakowskim przekonał się ze zdziwieniem, że wiedzą oni o Krzyżakach nie tylko nie mniej,
ale więcej od niego. Wiedziano wszystko aż do najdrobniejszych szczegółów, co się działo
i w samym Malborgu, i w innych, choćby najodleglejszych zamkach. Wiedziano, jakie są
komendy, jaka gdzie liczba żołnierza, jaka ilość dział, ile czasu potrzeba na zebranie
wojsk, jakie są zamiary Krzyżaków na wypadek wojny. Wiedziano nawet o każdym komturze,
czy jest człowiek porywczy i zapalczywy, czy rozważny, a zapisywano wszystko tak
troskliwie, jakby wojna miała jutro wybuchnąć.
Stary rycerz uradował się tym w sercu wielce, zrozumiał bowiem, że do owej wojny gotują
się daleko rozważniej, rozumniej i potężniej w Krakowie niż w Malborgu. "Pan Jezus dał
nam takie albo i większe męstwo - mówił sobie Maćko - a widać większy rozum i większą
zapobiegliwość". I tak wówczas było. Dowiedział się też niebawem, skąd pochodzą owe
wiadomości: oto dostarczali ich sami mieszkańcy Prus, ludzie wszystkich stanów, zarówno
Polacy jak i Niemcy. Zakon potrafił taką wzbudzić przeciw sobie nienawiść, że wszyscy w
Prusiech wyglądali jak zbawienia przyjścia wojsk Jagiełłowych.
Maćkowi przypomniało się wówczas, co swego czasu mówił w Malborgu Zyndram z Maszkowic - i
jął powtarzać sobie w duchu:
- Ten ci ma głowę! czysty ceber!
I rozpamiętywał każde jego słowo, a raz zapożyczył nawet od niego mądrości, bo gdy
trafiło się, że młody Jaśko począł wypytywać o Krzyżaków, rzekł:
- Mocni oni, juchy, są, ale jakoże myślisz? zali nie wyleci z siodła rycerz
najmocniejszy, jeśli ma poderżnięty poprąg i strzemiona?
- Wyleci, jako to prawda, że tu stoję! - odrzekł młodzianek.
- Ha! widzisz! - zawołał grzmiącym głosem Maćko. - Do te-gom cię chciał przywieść!
- Bo co?
- Bo Zakon to taki rycerz! A po chwili dodał:
- Z lada gęby tego nie usłyszysz - nie bój się! I - gdy młody rycerzyk nie mógł jeszcze
wymiarkować dobrze, o co chodzi, począł mu rzecz wyjaśniać, zapomniał jednak dodać, że
porównanie to nie sam wymyślił, ale że wyszło ono co do słowa z potężnej głowy Zyndrama z
Maszkowic.
Rozdział XLI
W Krakowie niedługo zabawili a byliby zabawili jeszcze krócej, gdyby nie prośby Jaśka,
który chciał się ludziom i miastu napatrzyć, albowiem wszystko wydawało mu się snem
cudownym. Jednakże staremu rycerzowi śpieszyło się okrutnie do domowych pieleszy i do
żniw, więc niewiele pomogły i prośby, tak że na Wniebowzięcie Najświętszej Panny byli już
z powrotem -jeden w Bogdańcu, drugi w Zgorzelicach przy siostrze.
l od tej pory zaczęło im się życie wlec dość jednostajnie, zapełnione pracą gospodarczą i
zwykłymi wiejskimi zabiegami. Źniwa w położonych nizinnie Zgorzelicach, a zwłaszcza w
Jagienkowych Moczydołach, wypadły wyśmienicie, ale w Bogdańcu z powodu suchego roku plon