dobrodziejstwa, którymi mię obsypał?
- Obiecaliśmy ci wziąć Danusiną truchłeczkę - odrzekł Maćko - możemy i Juranda ciało
zabrać.
- Ba, on tu z ojcami, a bez ojców będzie mu się cniło w Krześni. Weźmiecie Danuśkę, to on
tu ostanie z dala od dziecka, weźmiecie i jego, to tu ojce sami ostaną.
- Bo ty nie baczysz, że Jurand w raju wszystkich co dzień ogląda, a ojciec Kaleb powiada,
że on w raju - odpowiedział stary rycerz.
Ale ksiądz Kaleb, który był po stronie Zbyszka, rzekł:
- Dusza w raju, ale ciało na ziemi aż do dnia sądu. Maćko zaś zastanowił się nieco i idąc
dalej za własną myślą, dodał:
- Jużci, takiego chyba Jurand nie widzi, któren nie został zbawion, na to wszelako nie ma
rady.
- Co tu wyroków boskich dochodzić! - odrzekł Zbyszko. - Ale i tego nie daj Bóg, aby tu
obcy człek nad tymi świętymi prochami mieszkał. Lepiej tu wszystkich ostawię, a Spychowa
nie przedam, choćby mi za niego księstwo dawali.
Po tych słowach wiedział już Maćko, że nie ma rady, bo znał uporczywość bratanka i
wielbił ją w głębi duszy na równi ze wszystkim, co tylko w młodzianku było.
Więc po chwili rzekł:
- Prawda jest, że pod włos mi chłop mówi, ale w tym, co mówi, to praw.
I zafrasował się, bo jednakże nie wiedział, co czynić. Ale Jagienka, która milczała
dotychczas, wystąpiła z nową radą:
- Źeby tak znaleźć poczciwego człeka, co by tu rządził alibo dzierżawą Spychów wziął,
toby była wyborna rzecz. Najsłuszniej by wydzierżawić, bo nijakich nie mielibyście
kłopotów, jeno gotowy grosz. Może by Tolima?... Stary on jest i więcej się na wojnie niż
na gospodarstwie rozumie, ale jeśli nie on, to może ojciec Kaleb?...
- Miła panno! - odpowiedział na to ksiądz Kaleb - obu nam z Tolimą ziemia się patrzy, ale
ta, która nas pokryje, nie ta, po której chodzim.
I to rzekłszy, zwrócił się do Tolimy:
- Prawda, stary?
Więc Tolima ogarnął dłonią spiczaste ucho i zapytał:
- O co chodzi? - a gdy mu powtórzono głośniej, rzekł:
- Święta to prawda. Nie do gospodarstwa ja! Topór głębiej orze od pługa... Pana i dziecko
to bym rad jeszcze pomścił...
I wyciągnął chude, lecz żylaste dłonie z zakrzywionymi na kształt szponów drapieżnego
ptaka palcami, po czym, zwracając swą siwą, podobną do wilczej głowę w stronę Maćka i
Zbyszka, dodał:
- Na Niemców, wasze moście, mnie weźcie - to moja służba!
I miał słuszność. Przysporzył on niemało bogactwa Jurandowi, ale tylko drogą wojny i
łupów - nie gospodarstwem.