- Ba - rzekł Maćko - myślałem o tym i ja.
- I coście wymyślili?
- Nie wymyśliłem nic, ale to jeno ci muszę powiedzieć, że u nas przecie polski kraj i że
za przemoc nad dziewkÄ… okrutne sÄ… kary w statucie.
- To dobrze, ale granicę nietrudno przeskoczyć. Jużci wiem, że i Śląsk polski kraj, a
wżdy tam książęta sami się z sobą wadzą i na się wzajem następują. Źeby nie to, żyłby mój
tatulo kochany. Nalazło tam już Niemców i burzą a krzywdy czynią, więc kto się chce
między nimi skryć, to się i skryje. Pewnie, że łatwo bym się ni Cztanowi, ni Wilkowi nie
dała, ale chodzi mi też i o braci. Nie będzie tu mnie, będzie spokój, a jeśli w
Zgorzelicach ostanę, Bóg wie, co się przygodzi. Zdarzą się napaści, bitki, a Jaśkowi już
czternaście roków i żadna, a nie dopieroż moja, moc go nie utrzyma. Ostatni raz,
kiedyście to nam w pomoc przyszli, już on się rwał ku przodowi i jak Cztan prasnął w kupę
buławą, mało mu o głowę nie zawadził. Hej! gadał już Jaśko czeladzi, że obu tamtych
pozwie na udeptaną ziemię. Nie będzie, mówię wam, ni dnia spokoju, bo i młodszych może co
złego spotkać.
- Wiera! psubraty oni są, i Cztan, i Wilk - rzekł żywo Maćko - wszelako na dzieci ręki
nie podniosą. Tfu! Taką rzecz chyba Krzyżak uczyni.
- Na dzieci ręki nie podniosą, ale w zgiełku albo, czego Boże broń, w razie ognia o
przygodę nietrudno. Co tu gadać! Miłuje braci stara Sieciechowa jak rodzonych i opieki a
zaś starunku im nie zabraknie, jeno beze mnie byłoby przezpieczniej niż ze mną.
- Może być - odrzekł Maćko.
Po czym spojrzał bystro na dziewczynę:
- Czegoż ty chcesz?
A ona odrzekła przyciszonym głosem:
- Weźcie mnie z sobą.
Na to Maćko, choć nietrudno mu już było domyślić się zakończenia rozmowy, zdumiał się
jednak mocno, zatrzymał konia i zawołał:
- Bój się Boga, Jagienka!
Ona zaś spuściła głowę i odrzekła jakby z nieśmiałością i zarazem smutkiem:
- Moiście wy! Jako co do mnie, wolę szczerze mówić niż taić. I Hlawa, i wy powiadacie, że
Zbyszko już tamtej nigdy nie odnajdzie, a Czech gorzej się jeszcze spodziewa. Bóg mi
świadek, nie życzę jej nijakiego zła. Niech mu ją tam, niebogę, Matka Boska strzeże i
uchroni. Milsza ona była ode mnie Zbyszkowi, no i nie ma rady! taka moja dola. Ale
widzicie, póki jej Zbyszko nie odnajdzie albo jeśli, jako wierzycie, nigdy nie odnajdzie,
to, to...
- To co? - spytał Maćko, widząc, że dziewka coraz się więcej miesza i zacina.
- To ja nie chcę być ni Cztanowa, ni Wilkowa, ni niczyja. Maćko odetchnął z zadowoleniem.
- Myślałem, żeś go już zabaczyła - rzekł. A ona odpowiedziała jeszcze smutniej:
- Hej!...