mu błysk topora i ostrze spadło mu jak piorun na prawy bark.
Do uszu widzów doszedł tylko rozdzierający krzyk: "Jesus!..." - po czym Rotgier odstąpił
jeszcze krok i runÄ…Å‚ na wznak na ziemiÄ™.
Wnet zagrzmiało i zaroiło się na krużgankach jak w pasiece, w której pszczoły przygrzane
słońcem poczynają ruszać się i szumieć. Rycerze zbiegali całymi tłumami po schodach,
czeladź przeskakiwała wał śnieżny, by się trupom przypatrzyć. Wszędy rozlegały się
okrzyki: "Ot, sąd Boży!... Ma Jurand dziedzica. Chwała mu i podzięka! To ci chłop do
topora!" Inni zaś wołali: "Patrzcie, a dziwujcie się! Już by sam Jurand godniej nie
ciął!" Jakoż utworzyła się cała gromada ciekawych naokół trupa Rotgiera, a on leżał na
grzbiecie, z twarzą białą jak śnieg, z szeroko otwartymi ustami i z krwawym ramieniem,
odwalonym tak strasznie od szyi aż do pachy, że ledwie się na kilku włóknach trzymało.
Więc mówili znów niektórzy. "Ot, żyw był i w hardości po ziemi chodził, a teraz i palcem
ci nie ruszy!" A tak mówiąc, jedni podziwiali jego wzrost, gdyż wielką przestrzeń na
pobojowisku zajmował i po śmierci wydawał się jeszcze ogromniejszy, drudzy zaś pawi
pióropusz mieniący się cudnie na śniegu, a trzeci zbroję, którą na dobrą wieś oceniano.
Lecz Czech Hlawa zbliżył się właśnie z dwoma Zbyszkowymi pachołkami, by ją zdjąć z
nieboszczyka, więc ciekawi otoczyli Zbyszka, wychwalając go i wynosząc pod niebiosa, bo
im się słusznie zdawało, że sława jego spadnie na całe mazowieckie i polskie rycerstwo.
Tymczasem odjęto mu tarczę i topór, by mu ulżyć, a Mrokota z Mocarzewa odpiął mu i hełm,
spotniałe zaś włosy przykrył czapką ze szkarłatnego sukna. Zbyszko stał jakby w
osłupieniu, oddychając ciężko, z ogniem jeszcze nie-zgasłym w oczach, z twarzą pobladłą z
wysiłku i zawziętą, drżąc nieco ze wzruszenia i trudu. Ale chwycono go pod ręce i
poprowadzono do księstwa, którzy czekali nań w ogrzanej komnacie przy kominie. Tam
Zbyszko klęknął przed nimi, a gdy ojciec Wyszoniek przeżegnał go i zarazem odmówił
wieczny odpoczynek za dusze zmarłe, książę uścisnął za głowę młodego rycerzyka i rzekł:
- Bóg najwyższy rozsądził między wami i prowadził rękę twoją, za co niech będzie
błogosławione imię Jego - amen!
Po czym, zwróciwszy się do rycerza de Lorche i do innych, dodał:
- Ciebie, obcy rycerzu, i was wszystkich obecnych biorę na świadków w tym, o czym i sam
świadczę, jako się potykali wedle prawa i obyczaju, a jako się sądy Boże wszędy
odprawują, tak się też i ten odprawił po rycersku i po bożemu.
Okrzyknęli się na to zgodnym chórem miejscowi wojownicy, gdy zaś panu de Lorche
przetłumaczono słowa książęce, wstał i oznajmił, że nie tylko świadczy, jako wszystko
odbyło się po rycersku i po bożemu, ale gdyby nawet ktokolwiek w Malborgu lub na jakim
innym dworze książęcym śmiał o tym wątpić - on, de Lorche, pozwie go natychmiast w
szranki na walkę pieszą lub konną, choćby to był nie tylko zwyczajny rycerz, ale olbrzym
lub czarnoksiężnik, samego Merlina magiczną siłą przewyższający.
A tymczasem księżna Anna Danuta, w chwili gdy Zbyszko z kolei objął jej nogi, mówiła,
pochylajÄ…c siÄ™ ku niemu: