- Bój się, chłopie, ran boskich! Po jaką żonę?
- Po Jurandową córkę. Będzie o czym prawić choćby całą noc, ale pozwólcie, poczesny
panie, abym też odsapnął, bom się zdrożył okrutnie, a od północka cięgiem jechałem.
Więc Maćko przestał na chwilę pytać, głównie jednak z tej przyczyny, że zdumienie odjęło
mu mowę. Ochłonąwszy nieco, zakrzyknął na pachołka, by dorzucił drew do ogniska i
przyniósł Czechowi jeść, po czym jął chodzić po izbie, wymachiwać rękoma i mówić sam do
siebie:
- Uszom nie wierzyć... Jurandowa córka... Zbyszko żonaty...
- I żonaty, i nieżonaty - rzekł Czech.
Dopierożjął z wolna opowiadać, co i jak było, a tamten słuchał chciwie, przerywając kiedy
niekiedy pytaniami, bo nie wszystko było jasne w opowiadaniu Czecha. Nie wiedział na
przykład dokładnie Głowacz, kiedy się Zbyszko ożenił, bo nie było żadnego wesela,
twierdził jednak na pewno, że ślub był i że się to stało za przyczyną samej księżny Anny
Danuty, a wydało się przed ludźmi dopiero po przyjeździe Krzyżaka Rotgiera, z którym
Zbyszko, pozwawszy go na sąd Boży, potykał się wobec całego mazowieckiego dworu.
- Aa! Potykał ci się? - zawołał, błysnąwszy oczyma, z okrutnym zaciekawieniem Maćko. - No
i co?
- Na dwie połowie Niemca rozwalił, a i mnie też Bóg z giermkiem poszczęścił.
Maćko znów począł sapać, tym razem z zadowolenia.
- No! - rzekł - chłop to on jest nie na śmiech. Ostatni z Gradów, ale, tak mi dopomóż
Bóg, nie pośledni. Juści, a wówczas z Fryzami?... Prawy wyrostek był...
Tu spojrzał uważniej raz i drugi na Czecha, po czym znów:
- Ale i tyś mi się udał. I widać nie łżesz. Ja ci łgarza i przez deskę poczuję. Nic
jeszcze ten giermek, bo sam mówisz, żeś nie miał wiele roboty, ale żeś tamtemu psubratu
ramię skruszył, a przedtem tura zwalił, to godne uczynki.
Po czym spytał nagle:
- A łup? czy także godny?
- Wzięliśmy zbroje, konie i chłopa dziesięciu, a ośmiu wam młody pan przysyła.
- Cóże z dwoma uczynił?
- Odesłał z ciałem.
-Nie mógł to książę swoich pachołków wyprawić? Tamci już nie wrócą.
Czech uśmiechnął się na tę chciwość, z którą zresztą Maćko często się zdradzał.
- Młody pan nie potrzebuje na to teraz już zważać - rzekł. -
Spychów wielka dziedzina.
- Wielka! ba, i co? Ale jeszcze nie jego.
- Jeno czyja? Maćko aż wstał.
- Powiadaj! A przecie Jurand!
- Jurand u Krzyżaków w podziemiu i śmierć nad nim. Bóg wie, czy wyżyje, a jeśli wyżyje,
czy wróci; choćby zaś wyżył i wrócił, przecie czytał ksiądz Kaleb jego testament i