była zroszona, mokra, ale śmiejąca się w porannej jasności. W takie poranki radość
ogarnia i serce ludzkie, więc woźnice i parobcy podśpiewywali sobie z cicha, dziwiąc się
milczeniu, które panowało między jadącymi na przedzie.
Oni zaś milczeli, bo na duszy Jagienki osiadła ciężka troska. W życiu jej coś się
skończyło, coś złamało i dziewczyna, chociaż nie bardzo biegła w rozmyślaniu i nie
umiejąca wypowiedzieć sobie wyraźnie, co się w niej dzieje i co się jej wydaje, czuła
jednak, że wszystko, czym dotychczas żyła, zawiodło i poszło na marne, że rozwiała się w
niej wszelka nadzieja, jako poranna mgła rozwiewa się nad polami, że wszystkiego trzeba
się będzie wyrzec, wszystkiego zaniechać, o wszystkim zapomnieć i zacząć życie jakby
całkiem nowe. Myślała też, że choćby z woli Bożej nie było ono całkiem złe, jednakże nie
może być inne, jeno smutne, a w żadnym razie nie tak dobre, jak mogłoby być to, które się
właśnie skończyło.
I żal niezmierny ściskał jej serce po owej zamkniętej raz na zawsze przeszłości i
podnosił się strumieniem łez do oczu. Ale nie chciała płakać, bo i bez tego czuła jakby w
dodatku do całego brzemienia, które jej gniotło duszę, jeszcze i wstyd. Wolałaby była
nigdy nie wyjeżdżać ze Zgorzelic, byle tak nie wracać teraz ze Spychowa. Bo że tu
przyjechała nie tylko dlatego, że nie wiedziała, co czynić po śmierci opata, i nie tylko
dlatego, by Cztanowi i Wilkowi odjąć przyczynę do napaści na Zgorzelice, tego nie mogła
przed sobą zaprzeć! Nie! Wiedział o tym i Maćko, który też nie z tego powodują brał, a
dowie się niechybnie i Zbyszko. Na tę myśl zapałały jej policzki i gorycz zalała serce.
"Nie byłam ci dość harda - mówiła sobie w duszy - a teraz mam, czegom chciała", l do
troski, do niepewności jutra, do zgryźliwego smutku i do niezgłębionego żalu po
przeszłości dołączyło się upokorzenie.
Ale dalszy przebieg ciężkich myśli przerwał jej jakiś człowiek nadchodzący z przeciwka.
Czech, mający na wszystko baczne oko, ruszył też koniem ku niemu i z kuszy na ramieniu, z
torby borsuczej i z piór sójki na czapce poznał w nim borowego.
- Hej, a ktoś jest? stój! - zawołał jednak dla pewności. Ów zbliżył się pośpiesznie i z
obliczem poruszonym, jakie miewają zwykle ludzie, którzy chcą coś niezwykłego oznajmić,
zawołał:
- Człowiek przed wami wisi nade drogą! Czech więc zaniepokoił się, czy to nie jakaś
sprawa zbójecka, i począł pytać żywo:
- Daleko stÄ…d?
- Na strzelenie z kuszy. Nad samÄ… drogÄ….
- Nikogo przy nim?
- Nikogo. Spłoszyłem jeno wilka, który go obwąchiwał. Wzmianka o wilku uspokoiła Hlawę,
dowodziła bowiem, że w pobliżu nie było ludzi ni żadnej zasadzki. Tymczasem Jagienka
rzekła:
- Obacz, co to jest.
Hlawa skoczył przed siebie, a po chwili powrócił jeszcze szybciej.