Wielka zamożność jednała mu na równi ze sławą szacunek ludzki. Bo że za Jagienką wziął
Moczy doły i wielką majętność opatową, to nie była jego zasługa, ale on już przedtem miał
Spy-chów wraz z ogromnymi skarbami zgromadzonymi przez Juranda, a prócz tego szeptali
sobie ludzie, że samych łupów zdobytych i wziętych przez rycerzy z Bogdańca w zbrojach,
koniach, szatach, klejnotach wstrzymałoby na trzy albo i cztery dobre wsie.
Widziano więc w tym jakąś szczególną łaskę Bożą nad rodem Gradów herbu Tępa Podkowa,
który do niedawna podupadły, tak że prócz pustego Bogdańca nic nie miał, wyrastał teraz
nad wszystkie inne w okolicy. "Przecie w Bogdańcu ostało po pogorzeli jeno garbate
domisko - mówili starzy ludzie - i samą majętność z braku rąk roboczych musieli krewnemu
zastawić, a teraz kasztel wznoszą". I podziw był wielki, ale że towarzyszyło mu ogólne,
instynktowne poczucie, że cały naród idzie także niepowstrzymanym pędem do jakiegoś
niezmiernego dorobku i że z woli Bożej taki ma być właśnie porządek rzeczy, więc nie było
w tym podziwie złej zawiści. Owszem, chełpiła się okolica i była dumna z tych rycerzy z
Bogdańca. Byli oni jakby oczywistym dowodem, do czego może doprowadzić szlachcica
krzepkie ramię w połączeniu z mężnym sercem i rycerską pożądliwością przygód. Niejeden
też na ich widok uczuwał, że mu za ciasno w domowych pieleszach, w rodzimych granicach, i
że o ścianę są we wrażej mocy wielkie bogactwa i obszerne ziemie, które można zdobyć z
niezmierną dla siebie i dla Królestwa korzyścią. A ów nadmiar sił, który odczuwały rody,
rozpierał całą społeczność, tak iż była jakby war, który musi z naczynia wykipieć. Mogli
mądrzy panowie krakowscy i miłujący pokój król hamować te siły do czasu i odkładać wojnę
z odwiecznym wrogiem na długie lata, ale żadna moc ludzka me mogła przytłumić ich
całkowicie ani też powstrzymać tego pędu, którym idzie ku wielkości dusza powszechna.
Rozdział XLVI
Dożył Maćko szczęśliwych dni żywota. Nieraz mawiał też sąsiadom, że więcej dostał, niźli
sam się spodziewał. Nawet starość ubieliła mu tylko włos na głowie i brodzie, ale nie
odjęła mu dotychczas ni sił, ni zdrowia. Serce miał pełne tak wielkiej wesołości, jakiej
dotychczas nie zaznał. Surowa niegdyś jego twarz stawała się coraz więcej dobroduszną, a
oczy śmiały się do ludzi dobrym uśmiechem. W duszy miał przekonanie, że wszystko zło
skończyło się na zawsze i że żadna troska, żadna niedola nie zmąci już płynących tak
spokojnie jak jasny strumień dni życia. Do starości wojować, na starość gospodarzyć i
majętność dla "wnęków" powiększać - to było przecie jego największe pragnienie we
wszystkich czasach, a oto właśnie wszystko spełniło mu się doskonale. Gospodarka szła jak
z płatka. Bory były znacznie wycięte; wykarczowane i obsiane nowocie zieleniły się co
wiosna runią zbóż rozmaitych; mnożył się dobytek; na łąkach było czterdzieści świerzop ze
źrebięty, które stary szlachcic codziennie oglądał; stada baranów i bydła pasły się po
ugorach i zagaj ach;
Bogdaniec zmienił się całkowicie: z opustoszałej osady czynił się wsią ludną i zamożną, a
kto się do niego zbliżał, tego oczy olśniewała widna z dala czatownia i nie poczerniałe
jeszcze ściany kasztelu, błyszczące złotem w słońcu, a purpurą zorzy wieczorem.