- Pewnie - odpowiedział Hlawa.
Ale w głosie jego było nieco zniechęcenia, gdyż myślał, że widomy cud zobaczy. Dalszą
rozmowę przerwało wejście Jagienki.
- Oznajmiłam mu - rzekła - nowinę ostrożnie, aby go nagła radość nie zabiła, a on zaraz
padł krzyżem i modli się.
- On i bez tego całymi nocami tak leży, a dziś tym bardziej pewnie do rana nie wstanie -
powiedział ksiądz Kaleb.
Jakoż tak się stało. Kilka razy zaglądali do niego i za każdym razem znajdowali go
leżącego, nie w uśpieniu, lecz w modlitwie tak gorliwej, że do zupełnego zapamiętania się
dochodzÄ…cej.
Dopiero nazajutrz, znacznie po jutrzni, gdy Jagienka zajrzała znów do niego, dał znać, że
chce widzieć Hlawę i jeńca. Wyprowadzono wówczas z podziemia Zygfryda ze skrępowanymi w
krzyż na piersiach rękoma i wszyscy razem z Tolimą udali się do starca.
W pierwszej chwili Czech nie mógł mu się dobrze przyjrzeć, gdyż błoniaste okna mało
przepuszczały światła, a dzień był ciemny z powodu chmur, które zawaliły całkiem niebo i
zapowiadały groźną nawałnicę. Ale gdy bystre jego oczy przywykły do mroku, zaledwie go
poznał, tak jeszcze wychudł i wynędzniał. Olbrzymi mąż zmienił się w olbrzymiego
kościeja. Twarz miał tak białą, że nie różniła się wiele od mlecznej barwy włosów i
brody, a gdy przechyliwszy się na poręcz krzesła, przymknął powieki, wydał się Hlawie po
prostu trupem. Przy krześle stał stół, a na nim krucyfiks, dzban z wodą i bochen czarnego
chleba z utkwioną w nim mizerykordią, czyli groźnym nożem, którego rycerze używali do
dobijania rannych. Innego pokarmu prócz chleba i wody od dawna już Jurand nie używał. Za
odzież służyła mu gruba włosiennica, przepasana powrósłem, którą nosił na gołym ciele.
Tak to od czasu powrotu ze szczcieńskiej niewoli żył możny i straszny niegdyś rycerz ze
Spychowa.
Posłyszawszy wchodzących, odsunął nogą oswojoną wilczycę, która ogrzewała mu bose stopy,
i podał się w tył. Wtedy to właśnie wydał się Czechowi jak umarły. Nastała chwila
oczekiwania, spodziewano się bowiem, że uczyni jaki znak, aby kto zaczął mówić, ale on
siedział nieruchomy, biały, spokojny, z otwartymi nieco ustami, jakoby istotnie pogrążon
w wieczystym uśpieniu śmierci.
- Jest tu Hlawa - ozwała się wreszcie słodkim głosem Jagienka - chcecie-li go wysłuchać?
Skinął głową na znak zgody, więc Czech rozpoczął po raz
trzeci opowiadanie. Wspomniał pokrótce o bitwach stoczonych z Niemcami pod Gotteswerder,
opowiedział walkę z Arnoldem von Baden i odbicie Danusi, ale nie chcąc przydawać staremu
męczennikowi boleści do dobrej nowiny i budzić w nim nowego niepokoju, zataił, że umysł
Danusi pomieszał się przez długie dni okrutnej niedoli.
Natomiast mając serce zawzięte przeciw Krzyżakom i pragnąc, aby Zygfryd jak
najniemiłosiemiej był pokaran, nie zataił umyślnie, że znaleźli ją przelęknioną,
wynędzniałą, chorą, że znać było, że obchodzono się z nią po katowsku, i że gdyby była