lektory on-line

Krzyżacy - Strona 320

Spychowie. Ci obejmowali mu kolana, całowali ręce i wybuchali płaczem rzewnym na widok
tego kaleki i starca, który w niczym nie przypominał dawnego groźnego Juranda,
pogromiciela Krzyżaków i zwycięzcy we wszystkich spotkaniach. Lecz niektórych - tych
mianowicie, co chadzali z nim na wyprawy, porywał wicher gniewu, więc oblicza im bladły i
stawały się zawzięte. Po chwili poczęli się zbijać w kupy, szeptać, trącać łokciami,
popychać, aż wreszcie wysunął się naprzód jeden z załogi gródkowej, a zarazem kowal
spychowski, niejaki Sucharz; przystąpił do Juranda, podjął go pod nogi i rzekł:
- Jak was tu przywieźli, panie, zaraz chcieliśmy na Szczytno ruszyć, ale ów rycerz, który
was przywiózł, wzbronił. Wy, panie, teraz pozwólcie, bo zaś przez pomsty nie możem ostać.
Niech tak będzie, jako drzewiej bywało. Darmoć nas nie hańbili i nie będą... Chodziliśmy
do nich za waszych rządów, pójdziem i teraz, pod Tolimą alibo i bez niego. Już my
Szczytno musimy dobyć i tę sobaczą krew z nich wytoczyć - tak nam dopomóż Bóg!
- Tak nam dopomóż Bóg! - powtórzyło kilkanaście głosów.
- Do Szczytna!
- Krwi nam trzeba!
I wraz płomień ogarnął zapalczywe serca mazurskie. Łby poczęły się marszczyć, oczy
błyskać, tu i ówdzie ozwało się zgrzytanie zębów. Lecz po chwili głosy i zgrzytania
umilkły, a oczy wszystkich wpatrzyły się w Juranda.
Owemu zaś zrazu zakwitły policzki, jakby zagrała w nim dawna zawziętość i dawna bojowa
ochota. Podniósł się i znów począł szukać dłonią po ścianie. Ludziom wydało się, że szuka
miecza, ale tymczasem palce jego trafiły na krzyż, który ksiądz Kaleb zawiesił był na
dawnym miejscu.
Więc zdjął go po raz wtóry ze ściany, po czym twarz mu pobladła; zwrócił się ku ludziom,
podniósł ku górze puste jamy oczu i wyciągnął przed się krucyfiks.
Nastało milczenie. Na dworze czynił się już wieczór. Przez otwarte okna dochodził
świergot ptactwa, które układało się do snu na poddaszach gródka i w lipach rosnących na
dziedzińcu. Ostatnie czerwone promienie słońca padały, przenikając do izby, na wzniesiony
w górę krzyż i na białe włosy Juranda.
Kowal Sucharz popatrzał na Juranda, obejrzał się na towarzyszów, popatrzał raz, drugi,
wreszcie przeżegnał się i wyszedł na palcach z izby. Za nim wyszli równie cicho inni i
dopiero zatrzymawszy się na dziedzińcu, poczęli między sobą szeptać:
- No i cóż?
- Nie pójdziem czy jak?
- Nie pozwolił!
- Zostawuje zemstę Bogu. Widać, że się i dusza w nim zmieniła.
I tak było rzeczywiście.
Ale tymczasem w izbie Juranda został tylko ksiądz Kaleb, stary Tolima, a z nimi Jagienka
z Sieciechówną, które ujrzawszy poprzednio całą kupę zbrojnych ludzi, idącą przez
dziedziniec, przyszły także zobaczyć, co się dzieje.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional