- Pewnie, że w Krakowie ostanę, bom słyszał o gonitwach i rad w szrankach siły mojej
popróbuję - a i ten mój bratanek także, który choć młody jest i gołowąs, niejeden już
pancerz widział na ziemi.
Goście spojrzeli na młodzieńca, który uśmiechnął się wesoło i założywszy rękoma długie
włosy za uszy, podniósł następnie do ust naczynie z piwem.
Stary zaś rycerz dodał:
- Wreszcie, choćbyśmy chcieli wracać, to nie mamy dokąd.
- Jakże to? - zapytał jeden ze szlachty. - Skąd jesteście i jako was zowią?
- Ja zowię się Maćko z Bogdańca, a ten tu wyrostek, syn mego rodzonego, woła się Zbyszko.
Herbu jesteśmy Tępa Podkowa, a zawołania Grady!
- Gdzieże jest wasz Bogdaniec?
- Ba! lepiej pytajcie, panie bracie, gdzie był, bo go już nie ma. Hej, jeszcze za czasów
wojny Grzymalitczyków z Nałęczami spalili nam do cna nasz Bogdaniec, tak że jeno dom
stary ostał, a co było, pobrali, służebni zasie uciekli. Została goła ziemia, bo i
kmiecie, co byli w sąsiedztwie, poszli dalej w puszczę. Odbudowaliśmy z bratem, ojcem
tego oto wyrostka, ale następnego roku woda nam pobrała. Potem brat umarł, a jak umarł,
ostałem sam z sierotą. Myślałem tedy: nie usiedzę! A prawili pod on czas o wojnie i o
tym, że Jaśko z Oleśnicy, którego król Władysław po Mikołaju z Moskorzowa do Wilna
wysłał, szuka skrzętnie w Polsce rycerzy. Znając ja więc godnego opata i krewniaka
naszego, Janka z Tulczy, zastawiłem mu ziemię, a za pieniądze kupiłem zbroiczkę, konie -
opatrzyłem się jako zwykle na wojenną wyprawę; chłopca, co mu było dwanaście lat,
wsadziłem na podjezdka i haj! do Jaśka z Oleśnicy.
- Z wyrostkiem?
- Nie był ci on wówczas nawet wyrostkiem, ale krzepkie to było od małego. Bywało, w
dwunastym roku oprze kuszę o ziemię, przyciśnie brzuchem i tak korbą zakręci, że i żaden
z Angielczyków, którycheśmy pod Wilnem widzieli, lepiej nie naciągnie.
- Takiż był mocny?
- Hełm za mną nosił, a jak mu przeszło trzynaście zim, to i pawęż.
- Już to wojny wam tam nie brakło.
- Za przyczyną Witoldową. Siedziało książę u Krzyżaków i co roku wyprawy na Litwę pod
Wilno czynili. Szedł z nimi różny naród: Niemcy, Francuzy, Angielczykowie do łuków
najprzedniejsi, Czechy, Szwajcary i Burgundy. Lasy przesiekli, zamki po drodze stawiali i
w końcu okrutnie Litwę ogniem i mieczem pognębili, tak, że cały naród, który tę ziemię
zamieszkuje, chciał już ją porzucić i szukać innej, choćby na kraju świata, choćby między
dziećmi Beliala, byle od Niemców daleko.
- Słychać było i tu, że wszyscy Litwini chcieli pójść z dziećmi i żonami precz, aleśmy
temu nie wierzyli.
- A ja na to patrzył. Hej! Gdyby nie Mikołaj z Moskorzowa, nie Jaśko z Oleśnicy, a nie
chwalący się, gdyby i nie my, nie byłoby już Wilna.