- Niekoniecznie między Krzyżaki. Chciałabym teraz choć do opata, który w Sieradzu
chorością złożon. Nie ma on tam jednej życzliwej duszy przy sobie, bo szpylmany pewnikiem
dzbana więcej pilnują niż jego, a to przecie mój krzestny i dobrodziej. A choćby zdrów
był, to też bym szukała jego opieki, bo ludzie się go boją.
- Nie będę ja się tam sprzeczał - rzekł Maćko, który w gruncie rzeczy rad był z
postanowienia Jagienki, znając bowiem Krzyżaków, wierzył głęboko, że Danuśka nie wyjdzie
żywa z ich rąk. - Ale to ci jeno rzekę, że w drodze z dziewką okrutny kłopot.
- Może z inną, ale nie ze mną. Nie potykałam ja się dotychczas nigdy, ale nie nowina mi z
kuszy dziać i trudy na łowach znosić. Jak trzeba, to trzeba, nie bójcie się. Wezmę szatki
Jaśko-we, pątlik nawłosy, kordzik przypaszę i pojadę. Jaśko, choć młodszy, ni na włos nie
mniejszy, a z gęby taki ci do mnie podobny, że jak bywało, przebieraliśmy się na zapusty,
to i tatuło nieboszczyk nie umiał rzec, które on, a które Ja... Obaczycie, ze nie pozna
mnie ni opat, ni - kto inny.
- Ni Zbyszko?
- Jeśli go obaczę...
Maćko zamyślił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się nagle i rzekł
- A Wilk z Brzozowej i Cztan z Rogowa to chyba się powściekają!
- A niech się powściekają. Gorzej, że może za nami pojadą.
- No! nie boję się. Stary ja, ale lepiej mi pod pięść nie włazić. I wszystkim Gradom
też!... Zbyszka już przecie spróbowali.
Tak rozmawiając, dojechali do Krześni. W kościele był i stary Wilk z Brzozowej, który
kiedy niekiedy rzucał posępne spojrzenia na Maćka, ale ów o to nie dbał. I z lekkim
sercem powracał po mszy wraz z Jagienką do domu. Lecz gdy na rozstaju pożegnali się z
sobą i gdy znalazł się sam w Bogdańcu, poczęły mu przychodzić do głowy mniej wesołe
myśli. Rozumiał, że ni Zgorzelicom, ni rodzeństwu Jagienki na wypadek jej wyjazdu
istotnie nic nie grozi. "Po dziewkę by sięgali - mówił sobie - bo to jest inna rzecz, ale
na sieroty albo na ich mienie ręki nie podniosą, gdyż okryliby się hańbą okrutną i kto
żyw, ruszyłby przeciw nim jakoby przeciw prawdziwym wilkom. Ale Bogdaniec zostanie na
łasce Bożej!... Kopce poprzesypują, stada zagarną, kmieciów odmówią!... Da Bóg, jak
wrócę, to odbiję, zapowiedź poślę i do sądu pozwę, boć nie sama pięść, ale i prawo u nas
rządzi... Jeno czy wrócę i kiedy wrócę?... Strasznie się oni na mnie zawzięli, że im do
dziewki przeszkadzam, a gdy ona pojedzie za mną, to będą jeszcze zawziętsi".
I chwycił go żal, bo już zagospodarował się był w Bogdańcu jako się patrzy, a teraz był
pewien, że gdy powróci, zastanie znów pustkę i zniszczenie.
"Ano! trzeba radzić" - pomyślał.
Jakoż po obiedzie kazał okulbaczyć konia, siadł na niego i pojechał wprost do Brzozowej.
Przyjechał już mrokiem. Stary Wilk siedział w przodowej izbie za dzbanem miodu, młody
zaś, poszczerbion przez Cztana, leżał na pokrytej skórami ławie i pił także. Maćko wszedł
niespodzianie do izby i stanął w progu z twarzą surową, wysoki, kościsty, bez zbroi, ale