- Bóg zapłać i jemu za dobre słowo - odrzekła Jagienka. Po czym dodała takim jakimś
dziwnym głosem, że w Czechu stopniało serce do reszty:
- I tobie, Hlawo.
Rozmowa urwała się na czas, lecz giermek rad był z siebie i z tego, co panience
powiedział, w duszy bowiem mówił sobie:
"Przynajmniej tego nie pomyśli, że ją niewdzięcznością nakarmiono". Zaczął też zaraz
wyszukiwać w swej poczciwej głowie, co by jej jeszcze znów takiego powiedzieć, i po
chwili znów począł:
- Panienko...
- Co?
-To... niby... chciałem rzec, jakom i staremu panu z Bog-
dańca mówił, że tamta już przepadła na wieki i że on jej nigdy nie odnajdzie, choćby mu
sam mistrz pomagał.
- To żona jego - odrzekła Jagienka. A Czech jął kręcić głową:
- Taka ona i żona...
Jagienka nie odpowiedziała już na to nic, lecz w domu po wieczerzy, gdy Jaśko i młodsi
bracia spać poszli, kazała przynieść dzban miodu i zwróciwszy się do Czecha.spytała:
- A może wolałbyś spać, bom chciała krzynę ugwarzyć. Czech, choć był zdrożon, gotów był
gwarzyć choćby do rana, więc poczęli rozmawiać, a raczej on opowiadał znów szczegółowo
wszystkie przygody Zbyszka, Juranda, Danusi i swoje.
Rozdział IX
Maćko gotował się do drogi, a Jagienka nie pokazywała się w Bogdańcu przez dwa dni,
spędziła je bowiem na naradach z Czechem. Spotkał ją stary rycerz dopiero dnia trzeciego,
w niedzielę, w drodze do kościoła. Jechała do Krze-śni z bratem Jaśkiem i ze znacznym
pocztem zbrojnych pachołków, albowiem nie była pewna, czy Cztan i Wilk leżą jeszcze i czy
nie uczynią na nią jakowejś napaści.
- Chciałam i tak wstąpić po mszy do Bogdańca - rzekła, powitawszy Maćka - bo pilną mam do
was sprawę, ale możemy i zaraz o niej gadać.
To rzekłszy, wysunęła się na przodek orszaku, nie chcąc widocznie, by pachołkowie
słyszeli rozmowę, a gdy Maćko znalazł się przy niej, zapytała:
- To już pewno jedziecie?
- Da Bóg, jutro, nie później.
- I do Malborga?
- Do Malborga albo i nie. Gdzie wypadnie.
- To posłuchajcie teraz i mnie. Długo myślałam, co mi trzeba uczynić, a teraz chcę się i
was o radę spytać. Drzewiej, wiecie, póki tatulo był żyw, a opat miał moc w sobie, było
co innego. Cztan i Wilk myśleli też, że jednego z nich wybiorę, i hamowali się wzajem. A
teraz ostanę bez nijakiej obrony i albo będę w Zgorzelicach za ostrokołem jako w
więzieniu siedzieć, albo niechybnie stanie mi się tu od nich krzywda. Sami powiedzcie,