lektory on-line

Krzyżacy - Strona 128

siła nie wyrwie tej krainy z rąk krzyżackich. Był to rachunek i wielki, i pewny, dlatego
było rzeczą równie pewną, że mistrz uczyni tymczasem wszystko, by nie rozdrażniać księcia
Janusza, albowiem pan ów, żonaty z córką Kiejstuta, trudniejszym był do zjednania niż
Ziemowit Płocki, którego małżonka była nie wiadomo dlaczego całkiem Zakonowi oddana.
I wobec tych myśli stary Zygfryd, który przy całej swej gotowości do wszelkich zbrodni,
zdrad i okrucieństw miłował jednak nad wszystko Zakon i chwałę jego, począł się rachować
z sumieniem: "Zali nie lepiej będzie wypuścić Juranda i jego córkę? Zdrada i ohyda wyda
się wprawdzie wówczas w całej pełni, ale obciąży imię Danvelda, ten zaś nie żyje. A
choćby też - myślał - mistrz pokarał srodze mnie i Rotgiera, którzyśmy byli jednak
wspólnikami Danveldowych uczynków, to czy nie lepiej tak będzie dla Zakonu?" Lecz tu jego
mściwe i okrutne serce poczęło burzyć się na myśl o Jurandzie.
Wypuścić go, tego ciemięzcę i kata zakonnych ludzi, zwycięzcę w tylu spotkaniach,
przyczynę tylu klęsk i hańby, pogromcę, a potem zabójcę Danvelda, pogromcę de Bergowa,
zabójcę Majnegera, zabójcę Gotftyda i Huga, tego, który w samym Szczytnie wytoczył więcej
krwi niemieckiej, niż jej wytacza niejedna dobra utarczka czasu wojny: "Nie mogę! nie
mogę! -powtarzał w duszy Zygfryd i na samą tę myśl drapieżne palce zaciskały mu się
kurczowo, a stara, wyschła pierś z trudnością łowiła oddech. - A jednak, gdyby to było z
większym pożytkiem i chwałą Zakonu? Gdyby kara, która by spadła w takim razie na jeszcze
żyjących sprawców zbrodni, miała przejednać wrogiego dotychczas księcia Janusza i ułatwić
z nim układ albo nawet i przymierze?... Zapalczywi są oni - myślał dalej stary komtur -
lecz byle im trochę dobroci okazać, łatwo krzywd zapominają. Ot i książę sam był we
własnym kraju pochwycon, a przecie czynnie się nie mścił..." Tu począł chodzić po sali w
wielkiej rozterce wewnętrznej, gdy nagle wydało mu się, że mu coś z góry rzekło: "Wstań i
czekaj na powrót Rotgiera". Tak! należało czekać. Rotgier zabije niechybnie onego
młodzianka, a i potem albo trzeba będzie ukryć Juranda i jego córkę, albo ich oddać. W
pierwszym razie książę wprawdzie o nich nie zapomni, ale nie mając pewności, kto porwał
dziewkę, będzie jej szukał, będzie słał listy do mistrza nie z oskarżeniem, ale
rozpytujące - i rzecz pójdzie w niezmierną odwlokę. W drugim razie radość z powrotu
Jurandówny większą będzie niż chęć zemsty za jej porwanie. "A wszak ci zawsze możemy
powiedzieć, żeśmy ją znaleźli już po Jurandowej napaści!" Ta ostatnia myśl uspokoiła
całkiem Zygfryda. Co do samego Juranda, dawno już na współkę z Rotgierem wymyślili
sposób, zęby Jeśli go przyjdzie wypuścić, nie mógł ni mścić się, ni skarżyć. Zygfryd
radował się w srogiej duszy, myśląc teraz o tym sposobie. Radował się również na myśl o
sądzie Bożym, który miał odbyć się w ciechanowskim zamku. Co do wyniku śmiertelnej walki
nie nurtował go żaden niepokój. Przypomniał sobie pewien turniej w Królewcu, gdy Rotgier
pokonał dwóch słynnych rycerzy, którzy w ojczystej swej andegaweńskiej kramie uchodzili
za niezwalczonych zapaśników. Wspomniał i walkę pod Wilnem z pewnym polskim rycerzem,
dworzaninem Spytka z Melsztyna, którego Rotgier zabił. I rozjaśniła mu się twarz, a serce
wezbrało dumą, gdyż Rotgiera, jakkolwiek już słynnego rycerza, on pierwszy na wyprawy do
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional