na wierzch. Byłby jej może skręcił kark, ale że widziała mu się jeszcze potrzebna, więc
puścił ją wreszcie, rzekłszy:
- A potem wybierzem dla cię gałąź.
Ona chwyciła go w przerażeniu za kolana, ale gdy w odpowiedzi kopnął ją, skoczyła do
chaty i rzuciwszy się do nóg Danusi, poczęła skrzeczeć:
- Obroń mnie! nie daj!
Ale Danusia przymknęła tylko oczy, a z ust jej wyszedł zwykły, zdyszany szept:
- BojÄ™ siÄ™, bojÄ™ siÄ™, bojÄ™ siÄ™!
I następnie zdrętwiała całkiem, albowiem każde zbliżenie się do niej służki zakonnej
wywoływało zawsze ten skutek. Pozwoliła się też rozebrać i oblec w nowe szaty. Służka,
wymościwszy posłanie, położyła ją na nim jak figurkę drewnianą lub woskową, sama zaś
siadła koło ogniska, bojąc się wyjść z izby.
Ale Czech wszedł po chwili i zwróciwszy się naprzód do Danusi, rzekł:
- Między przyjacioły jesteście, pani, więc w imię Ojca i Syna, i Ducha, śpijcie spokojnie!
I przeżegnał ją ręką, a następnie, nie podnosząc głosu, aby jej nie przelęknąć, rzekł do
służki:
- Ty poleżysz związana za progiem, ale jeśli narobisz krzyku i przestraszysz, to ci zaraz
szyję pokruszę. Wstań i chodź.
I wywiódłszy ją z izby, skrępował tak, jako rzekł, mocno, po czym udał się do Zbyszka.
- Kazałem oblec panią w te szaty, które miała na sobie ta jaszczurka - rzekł. - Posłanie
wymoszczone i pani śpi. Najlepiej nie chodźcie tam już, panie, by się zaś nie przelękła.
Da Bóg, jutro po spoczynku oprzytomnieje, a wy teraz pomyślcie też o jadle i spoczynku.
- Położę się przy progu izby - odrzekł Zbyszko.
- To odciągnę sukę na stronę do tego trupa z ryżymi kudłami, ale teraz musicie jeść, bo
droga i trud niemały przed wami.
To rzekłszy, poszedł wydobyć z biesagów wędzone mięsiwo i wędzoną rzepę, w którą
zaopatrzyli się na drogę w obozie żmujdzkim, ale zaledwie złożył zapas przed Zbyszkiem,
Maćko odwołał go do Arnolda.
- Wymiarkuj no rzetelnie - rzekł - czego chce ten waligóra, bo choć niektóre słowa wiem,
nijak nie mogę go wyrozumieć.
- Poniosę go, panie, do ogniska, to się tam rozmówicie -odrzekł Czech.
I odpasawszy się, przeciągnął pas pod ramionami Arnolda, po czym zadał go sobie na plecy.
Zgiął się pod ciężarem olbrzyma mocno, ale chłopem będąc krzepkim, doniósł go do ogniska
i rzucił jak wór grochu obok Zbyszka.
- Zdejmijcie ze mnie pęta - rzekł Krzyżak.
- Mogłoby to być - odpowiedział przez Czecha stary Maćko -gdybyś na cześć rycerską
poprzysiągł, że się za jeńca będziesz uważał. Jednakże i bez tego każę ci wyciągnąć miecz
spod kolan i rozwiązać ręce, abyś mógł siąść przy nas, zaś powrozów na nogach nie
popuszczę, póki się nie rozmówim.