Tu zatrzymał się i przez chwilę trząsł głową, a następnie rzekł:
- Zapomniałem, co powiedziała, ale zaraz sobie przypomnę. I począł się namyślać, oni zaś
czekali w skupieniu, albowiem powszechne było mniemanie, że królowa widzi przyszłe
zdarzenia.
- Aha! - rzekł wreszcie - jużem się obaczył! Królowa powiedziała, że gdyby wszystko
rycerstwo tutejsze poszło z kniaziem Witoldem na Chromego, tedy byłaby moc pogańska
skruszona. Ale to nie może być, dla niepoczciwości panów chrześcijańskich. Trzeba granic
pilnować i od Czechów, i od Węgrzynów, i od Zakonu, bo nikomu ufać nie można. Gdy zaś
garść jeno Polaków z Witoldem pójdzie, pokona go Tymur Kulawy albo jego wojewodowie,
którzy ćmom nieprzeliczonym przywodzą...
- Przecie teraz jest spokój - ozwał się Toporczyk - i sam Zakon daje podobno jakowąś
pomoc Witoldowi. Nie mogą nawet Krzyżacy inaczej uczynić, choćby dla wstydu - żeby Ojcu
Świętemu pokazać, iże z pogany walczyć gotowi. Prawią też dworscy, że Kuno Lichtenstein
nie tylko dla krzcim, ale i dla narad z królem tu bawi...
- A oto i on! - zawołał ze zdziwieniem Maćko.
- Prawda! - rzekł, oglądając się. Powała. - Dalibóg on! Krótko bawił u opata i musiał
chyba do dnia z Tyńca wyjechać.
- Jakoś mu było pilno - odrzekł posępnie Maćko. Tymczasem Kuno Lichtenstein przeszedł
koło nich. Maćko poznał go po krzyżu wyszytym na płaszczu, ale on nie poznał ni jego, ni
Zbyszka, gdyż widział ich poprzednio w hełmach, z hełmu zaś, nawet przy otwartej
przyłbicy, widać było tylko małą część twarzy rycerza. Przechodząc, skinął głową Powale z
Taczewa i Toporczykowi. po czym wraz ze swymi giermkami począł wstępować po schodach do
katedry krokiem poważnym i pełnym majestatu.
Wtem ozwały się dzwony, płosząc stada kawek i gołębi gnieżdżących się po wieżach, a
zarazem oznajmiając, iż msza niebawem się rozpocznie. Maćko i Zbyszko weszli razem z
innymi do kościoła, nieco zaniepokojeni szybkim powrotem Lichtensteina. Lecz starszy
rycerz niepokoił się więcej, albowiem uwagę młodszego pochłonął całkowicie dwór
królewski. Zbyszko nigdy w życiu nie widział nic równie świetnego jak ten kościół i to
zebranie. Na prawo i na lewo otaczali go najznakomitsi mężowie Królestwa, słynni w radzie
lub boju. Wielu, których rozum przeprowadził małżeństwo W. Księcia Litwy z cudną i
młodziuchną królową polską, już pomarło, ale niektórzy żyli jeszcze, i na tych spoglądano
ze czcią nadzwyczajną. Nie mógł się napatrzyć młody rycerz wspaniałej postaci Jaśka z
Tęczyna, kasztelana krakowskiego, w której łączyła się surowość z powagą i prawością;
podziwiał mądre i stateczne twarze innych rajców lub potężne oblicza rycerskie, z włosami
równo przyciętymi nad brwią, a spływającymi w długich kędziorach z boków głowy i z tyłu.
Niektórzy nosili siatki na głowach, niektórzy tylko przepaski utrzymujące w ładzie włosy.
Goście zagraniczni, posłowie króla rzymskiego, czescy, węgierscy i rakuscy, oraz ich
przyboczni dziwili największą wykwintnością ubiorów; kniazie i bojarzynowie litewscy przy
boku króla zostający, pomimo lata i gorących dni, mieli na sobie dla okazałości szuby