Ale zły był, że się pomylił i że go wyrachowanie zawiodło, więc zaraz poczerwieniało mu
oblicze i począł sapać.
- Gadajmy o zastawie! - rzekł po chwili. - Macie pieniądze?... bo jak nie, to dziedzina
moja!...
Na to Maćko, który wiedział, jak z nim postępować, podniósł się w milczeniu, otworzył
skrzynię, na której siedział, wydobył z niej przygotowany już widocznie worek z grzywnami
i rzekł:
- Ubodzyśmy ludzie, ale pieniądze mamy, i co się należy, to płacimy, jako stoi w "liście"
i jakom znakiem krzyża świętego sam poświadczył. Jeżelibyście zasie chcieli jeszcze za
porządki i za dobytek dopłaty, to też nie będziem się sprzeczali, jeno za-
płacim, co każecie, i pod nogi was, dobrodzieja naszego, podejmiem.
To rzekłszy, pochylił mu się do kolan, a za nim uczynił też to samo Zbyszko. Opat, który
spodziewał się sporów i targów, wielce był takim postępowaniem zaskoczony, a nawet i nie
całkiem rad, gdyż przy targach chciał stawiać różne swoje warunki, a tymczasem sposobność
ominęła.
Więc oddając "list", czyli kwit zastawny, na którym Maćko był znakiem krzyża podpisany,
rzekł:
- Czego mi o dopłacie prawicie?
- Bo nie chcem darmoch brać - odpowiedział chytrze Maćko,
wiedząc, że im więcej będzie się w tym wypadku sprzeczał, tym więcej zyska.
Jakoż opat zaperzył się w mgnieniu oka:
- Widzicie ich! Nie chcą od krewnych darmoch brać! Chleb ludzi bodzie! Nie brałem pustki
i nie oddaję pustki, a jak mi się spodoba i tym tu oto workiem prasnąć, to i prasnę!
- Tego nie uczynicie! - zawołał Maćko.
- Nie uczynię? Ot mi wasz zastaw! ot mi wasze grzywny! Dałem, bo moja łaska, a choćby mi
wola była na gościńcu osta-wić, to wam do tego nic. Ot, jak nie uczynię!
To rzekłszy, porwał worek za zwitkę i grzmotnął nim o podłogę, aż z rozpękłego płótna
posypały się pieniądze.
- Bóg zapłać! Bóg wam zapłać, ojcze i dobrodzieju! począł wołać Maćko, który tylko
czekał na tę chwilę. - Od innego bym nie wziął, ale od krewniaka i duchownego - wezmę...
Opat zaś spoglądał czas jakiś groźnie to na niego, to na Zbyszka, wreszcie rzekł:
- Wiem ci ja, choć i gniewający się, co robię; za czym trzymajcie, coście dostali, bo to
wam też zapowiadam, że więcej jednego skojca nie uwidzicie.
- Nie spodziewaliśmy się i tego.
- Ale wiedzcie, że co po mnie zostanie, to weźmie Jagienka.
- I ziemię? spytał naiwnie Maćko.
- I ziemiÄ™! - huknÄ…Å‚ opat.
Na to przedłużyła się Maćkowi twarz, ale opanował się i rzekł:
- Ej, co tam o śmierci myśleć! Niech wam Pan Jezus da sto lat albo i więcej, a przedtem