lektory on-line

Krzyżacy - Strona 315

jakich od Krzyżaków doznał, którzy naprzód bez żadnej przyczyny zamordowali mu umiłowaną
żonę, a potem, zemstą płacąc za zemstę, porwali dziecko -i samego umęczyli tak okrutnymi
mękami, że i Tatarzy nie umieliby lepszych obmyślić. Maćko i Czech zgrzytali zębami na
myśl, że nawet i w wypuszczeniu go na wolność było nowe wyrachowane okrucieństwo. Stary
rycerz obiecywał też sobie w duszy, że postara się wywiedzieć dobrze, jako to wszystko
było, a potem zapłacić z nawiązką.
Na takich rozmowach i myślach schodziła im droga do Spychowa. Po dniu pogodnym nastała
noc cicha, gwieździsta, więc nie zatrzymywali się nigdzie na nocleg, trzykrotnie tylko
popa-śli obficie konie, po ciemku jeszcze przejechali granicę i nad ranem stanęli pod
wodzą najętego przewodnika na ziemi spychowskiej. Stary Tolima trzymał widocznie tam
wszystko żelazną ręką, gdyż zaledwie zapuścili się w las, wyjechało naprzeciw dwóch
zbrojnych pachołków, którzy jednak widząc nie żadne wojsko, lecz niewielki poczet, nie
tylko przepuścili ich bez pytania, ale przeprowadzili przez niedostępne dla nie znających
miejscowości rozlewiska i moczary.
W gródku przyjęli gości Tolima i ksiądz Kaleb. Wieść, że pan przybył, przez zbożnych
ludzi odwiezion, błyskawicą rozleciała się między załogą. Dopieroż gdy zobaczyli, jakim
wyszedł z rąk krzyżackich - wybuchła taka burza gróźb i wściekłości, że gdyby w
podziemiach spychowskich znajdował się jeszcze jaki Krzyżak, żadna moc ludzka nie
zdołałaby go wybawić od strasznej śmierci.
Konni "parobje" chcieli i tak zaraz siadać na koń, skoczyć ku granicy, złapać, co się da,
Niemców i głowy ich rzucić pod nogi panu, ale okiełznał tę ich chęć Maćko, który
wiedział, że Niemcy siedzą po miasteczkach i gródkach, a wieśniacza ludność tej samej
jest krwi, jeno że pod obcą przemocą żyje. Ale ani ów rozgwar, ani okrzyki, ani
skrzypienie żurawi studziennych nie zdołały rozbudzić Juranda, którego z wozu
przeniesiono na skórze niedźwiedziej do jego izby na łoże. Został przy nim ksiądz Kaleb,
przyjaciel od dawnych lat, a tak jak rodzony kochający, który począł błagalną modlitwę,
aby Zbawiciel świata wrócił nieszczęsnemu Jurandowi i oczy, i język, i rękę.
Znużeni drogą podróżni poszli też po spożyciu rannego posiłku na spoczynek. Maćko zbudził
się dobrze już z południa i kazał pachołkowi przywołać do siebie Tolimę.
I wiedząc poprzednio od Czecha, że Jurand przed wyjazdem nakazał wszystkim posłuch dla
Zbyszka i że mu dziedzinę na Spychowie przez usta księdza przekazał, rzekł do starego
głosem zwierzchnika:
- Jam jest stryj waszego młodego pana i póki nie wróci, moje tu będą rządy.
Tolima schylił swą siwą głowę, nieco do głowy wilczej podobną, i otoczywszy dłonią ucho,
zapytał:
- To wyście, panie, szlachetny rycerz z Bogdańca?
- Tak jest - odrzekł Maćko.- Skąd o mnie wiecie?
- Bo się tu was spodziewał i pytał o was młody pan, Zbyszko. Usłyszawszy to, Maćko zerwał
się na równe nogi i zapominając o swej powadze, zakrzyknął:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional