lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 99

— Idźcie pytać, to wiedzieć będziecie, po nowinki nie latałam!
— Dziedzic przejechał, nie wiesz to?
— Psu wytrzymać trudno na takiej wiejbie, a dziedzicowi by się tam chciało…
— Kogo mus pędzi, ten i na zakurki patrzał nie będzie…
— Pewnie, jak komu mus… — uśmiechnęła się wątpiąco.
— Sam się obiecał, nikto go nie prosił — powiedział Boryna surowo, odłożył ośnik, wstał z kobylicy i podszedł do okna wyjrzeć, ale na świecie była taka kurzawa, tak kotłowało, że ni płotów, ni drzewin widać nie było.
— Widzi mi się, że śnieg już nie sypie — powiedział łagodniej.
— A nie, kręci ino, rwie, zamiata i tak kurzy, tak ciepie, że drogi nie rozezna — rzekła Jagna, rozgrzała ręce i wzięła się do motania nici z wrzecion na motowidło, stary zaś powrócił do roboty, ale coraz niecierpliwiej spoglądał w okno i nasłuchiwał.
— Gdzie to Józka? — spytał po chwili.
— Pewnikiem u Nastki, cięgiem tam przesiaduje.
— Lofer dzieucha, że tego pacierza w chałupie nie usiedzi.
— A bo jej się cni, powiada.
— Ale, zabawy se będzie szukała.
— Tak powiada, by ino się od roboty wykręcić.
— Nie możesz to przykazać?
— Juści, raz to mówiłam abo dwa, pysk na mnie wywarła jak na tego psa, jak wy jej nie przykrócicie, to ona ma gdzieś moje przykazy.
Ale stary puścił mimo uszów te skargi, bo coraz niecierpliwiej nasłuchiwał, cóż kiej żaden głos ludzki nie dochodził ze dworu, wichura ino wyła, przewalała sie po świecie, biła niby barami w ściany, aż dom trzeszczał i pojękiwał.
— Pójdziecie to? — spytała cicho.
Nie odrzekł, bo dosłyszał otwieranie drzwi do sieni, jakoż w tej chwili wpadł zziajany Witek i krzyknął z progu:
— Dziedzic już przejechał!
— Dawno? Przywieraj drzwi prędko.
— A dyć jeszcze słychać brzękadła!
— Sam jechał?
— Kiej takie zakurki, żem ino konie rozeznał.
— Bieżyj w ten mig i dowiedz się, gdzie stanął!
— Pójdziecie do niego? — zapytała cicho, z tchem przytajonym.
— Poczekam, aż zawołają mnie, napraszał się nie będę, ale beze mnie przeciech nic nie uradzą…
Umilkli oboje, Jagna motała licząc nici i przewiązując je w pasma, a stary, że mu robota leciała z rąk z niecierpliwości, rzucił wszystko i zaczął się przybierać do wyjścia, nim jednak skończył, przyleciał Witek.
— Dziedzic siedzą u młynarza w izbie ode drogi, a konie stoją w podwórzu.
— Cóżeś się tak utytłał?
— A bo mię wiater przewrócił w zaspę…
— Pewnie, dobrześ się musiał z chłopakami za łby po śniegu wodzić!…
— Wiater mię obalił…
— Drzyj obleczenie, drzyj, jak cię, jucho, rzemieniem pogrzeję, to zapamiętasz.
— Kiej prawdę mówię… tak wieje, tak ciepie, że ustoić trudno…
— Puść komin, w nocy się dość wygrzejesz, powiedz Pietrkowi, niech się do młocki weźmie, pomóż mu, nie ganiaj po wsi jak ten psiak z wywieszonym ozorem.
— Idę, ino jeszcze drewek przyniesę, bo gospodyni kazała… — szeptał żałośnie i markotnie, że nie mógł opowiadać, co widział na wsi, zakręcił się po izbie, gwizdnął na Łapę, ale pies zwinął się w kłębek i ani chciał słuchać, więc sam poszedł, Boryna zaś, ubrany do wyjścia, łaził z kąta w kąt, poprawiał w kominie, zachodził do stodoły, to oknem wyglądał, to przed dom wychodził i coraz niecierpliwiej czekał, ale nikt po niego nie przychodził.
— Może zapomnieli… — zauważyła Jaguś.
— Jakże, o mnie by zapomnieli…
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional